Sebastian Staszewski, Interia: - Czy w kontekście wydarzeń na wschodniej granicy Ukrainy reprezentacja Polski powinna polecieć 24 marca do Moskwy na barażowe spotkanie z Rosją? Kamil Bortniczuk: - Gdyby to zależało tylko ode mnie, to do Moskwy byśmy nie polecieli... Dlaczego? - Bo uważam, że jakikolwiek udział europejskiej kadry narodowej w wydarzeniu sportowym, które odbędzie się na terenie Federacji Rosyjskiej, zostanie wykorzystany przez reżim Władimira Putina do działań propagandowych... Jednocześnie mam pełną świadomość, że brak tego meczu byłby bardzo bolesny dla naszych kibiców, bo reprezentacja zapewne zostałaby ukarana walkowerem. I mimo to byłby pan w stanie ponieść ten koszt? - Brałbym to pod uwagę. Były prezes PZPN Zbigniew Boniek dyskusje o bojkocie nazwał zachowaniem "kompletnie niepoważnym". - FIFA ukarze Polskę walkowerem i nikt po nas nie zapłacze - powiedział. - W życiu są rzeczy ważne i ważniejsze. Piłka nożna jest najważniejsza z rzeczy nieważnych, ale pokój jest najważniejszy z rzeczy ważnych. Co możemy zrobić, aby walki o mistrzostwa świata nie oddać walkowerem? Przecież to byłoby zaprzepaszczenie pracy kilkudziesięciu piłkarzy i trenerów; dla takich zawodników jak Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak być może stracenie ostatniej szansy na występ na mundialu. - Liczę na dyplomację i solidarność. Ale czy to nie jest liczenie życzeniowe? Kiedy Rosja najeżdżała Gruzję albo doprowadziła do aneksji Krymu, FIFA i UEFA nie protestowały. Wręcz przeciwnie: rok temu, na mistrzostwach Europy, UEFA zabroniła Ukrainie gry w koszulkach z zarysem granic sprzed 2014 roku. - Mam świadomość, że to nie będzie łatwe zadanie, ale musimy w pewnym momencie powiedzieć "stop". Bo skończy się to źle, także dla sportu. Kto wie czy nie dojdzie do konfliktu, w trakcie którego mecze piłkarskie czy siatkarskie w ogóle nie będą mogły się odbywać. W długookresowym interesie takich organizacji jak FIFA jest zauważenie kłopotu. Najlepsze momenty z ostatniej kolejki Champions League - zobacz skróty! Wierzy pan, że społeczność międzynarodowa - a mecz w Moskwie może dotyczyć nie tylko Polaków, ale także Szwedów czy Czechów - będzie w stanie wymusić cokolwiek na FIFA? - Liczę na wsparcie ministrów sportu krajów Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii. W środę zamierzam wysłać skierowany do nich list, w którym będę nawoływał do wspólnego działania i rozszerzenia sankcji także na sport. Mam nadzieję, że ten głos zostanie usłyszany, bo przeszłość pokazała, że w kwestiach wschodu z Warszawy widać więcej i lepiej niż ze stolic Europy zachodniej. Musimy w końcu zacząć działać. Coś się zresztą dzieje, bo niedawno premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zapowiedział, że do sankcji gospodarczych może dorzucić także te dotyczące udziału w zawodach sportowych na terenie Federacji Rosyjskiej. Te rozmowy będą o tyle trudne, że Gazprom pompuje w światową piłkę miliony euro. A strzał w Rosję, to strzał w Gazprom. A więc strzał w pieniądze. - Są takie momenty w historii świata, gdy trzeba podjąć decyzję i stanąć po stronie dobra. Oraz zadziałać wbrew rzymskiej zasadzie "pecunia non olet". Bo pieniądze czasem śmierdzą. Mówi pan jak idealista. A polityka, także w futbolu, to gra interesów i biznesów, a nie dobra i zła. - Mam tego świadomość, ale i tak zamierzam zrobić to, do czego jestem przekonany. Bo mówiąc "dobro", mam na myśli także "pokój". We wtorek prezes PZPN Cezary Kulesza spotkał się z premierem Mateuszem Morawieckim. Oznacza to, że decyzja o ewentualnym wyjeździe Polaków do Moskwy może zapaść na wyższym szczeblu niż związek piłkarski? - Prezes Kulesza to rozsądny człowiek i widać, że chce podejść do tematu kompleksowo. My oczywiście będziemy z nim rozmawiać, radzić. Wiemy, że jest szereg zależności, które wskazują na to, że przed nami bardzo trudna misja, ale razem możemy osiągnąć nas cel. Nie odpowiedział pan na pytanie, więc dopytam w taki sposób: co by się stało, gdyby PZPN chciał jechać do Moskwy, a MSiT albo nawet rząd rekomendowały porzucenie tego pomysłu? - PZPN może podjąć autonomiczną decyzję. Ma prawo kierować się ambicjami sportowymi, a nie interesem narodowym. Związek powołany jest do współzawodnictwa sportowego, a nie do gier geopolitycznych. Na końcu to prezes Kulesza i zarząd PZPN zdecydują więc co zrobi reprezentacja. Ja po prostu uważam, że warto powalczyć o inne rozwiązanie. Bo wyjazd do Moskwy i zwycięstwo będzie pięknym symbolem, ale porażka będzie wręcz upokorzeniem. Optymalnym rozwiązaniem byłoby przeniesienie meczu na teren neutralny? - Tak uważam. I z tego co wiem, to o to wnioskuje PZPN. Idąc tym tokiem rozumowania, podjęliśmy decyzję, że Polska może zorganizować zaplanowane na lato mistrzostwa świata w siatkówce, gdyby FIVB powiedziała, że nie ma gdzie ich przenieść z Rosji. Po rozmowach z premierem Morawieckim i prezesem Sebastianem Świderskim przygotowaliśmy alternatywę, którą zaproponujemy federacji. W przypadku piłki nożnej też powinniśmy szukać innych rozwiązań. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia