Michał Białoński, Interia: Jak pan przełknął gorycz porażki? Zbigniew Boniek, prezes PZPN-u: Gdy wylosowaliśmy tę grupę, to zdawałem sobie sprawę, że akurat dwa mecze z Anglią można przegrać i po drodze jeden mecze na wyjeździe zremisować. Jeśli pozostałe spotkania wygramy, to zdobędziemy 22 pkt, co nam daje minimum drugie miejsce. Tak daleko nie patrzę. Wczorajszy mecz był dziwny. Oczywiście, było widać, że indywidualnie, piłkarsko Anglicy byli lepsi, natomiast nie zremisować tego meczu było grzechem. Z taką łatwością i beztroską zrobiliśmy rzut karny - po drodze tę akcję można było trzy razy skasować, na dodatek pod koniec meczu straciliśmy bramkę ze stałego fragmentu gry, gdzie właściwie można było przypilnować jedną - dwie rzeczy. Po raz pierwszy wszystkie drużyny grały trzy razy i to było dziwne - widać było po wynikach, że do tej intensywności w graniu trzech meczów w ciągu tygodnia też się trzeba przyzwyczaić. Co pan ma na myśli? - Nie powiedziałbym, żeby Anglicy walczyli na śmierć i życie o drugiego gola. Troszkę niepotrzebnie, jak zwykle, im pomogliśmy. Wycofana piłka przez Stonesa odbija się od ziemi i nikt na to nie reaguje. - Dokładnie, za łatwo strzelili nam drugą bramkę. Uważam, że mówienie po takim meczu "nie najgorzej gra wyglądała" niczemu nie służy, bo piłka nie jest taka. Graliśmy z mocną Anglią i powinniśmy spokojnie zremisować. Biorąc pod uwagę sam obraz drugiej połowy, to był on korzystniejszy niż w cudownie zremisowanym starciu w 1973 r., gdy Jan Tomaszewski dwoił się i troił w bramce, a Antoni Szymanowski zatrzymywał strzał na linii bramkowej. Natomiast wtedy wywieźliśmy remis. - Powiem jedną rzecz: pamiętam doskonale mecz z 1973 r i mam świeżo w głowie ten wczorajszy. Ciężar gatunkowy starcia sprzed 48 lat był zupełnie inny. W 1973 r. graliśmy ostatni mecz w eliminacjach, historyczna szansa o wyeliminowanie Anglii w drodze na MŚ. Teraz graliśmy jeden z dziesięciu meczów eliminacyjnych. Dlatego inny ciężar gatunkowy spotkania. Natomiast jeśli chodzi o sam przebieg spotkania, to na Wembley w 1973 r. był Tomaszewski i cud, a teraz graliśmy zachowawczo, w pierwszej połowie totalnie zachowawczo, natomiast później szukaliśmy innych rozwiązań i można było remis spokojnie dowieźć do końca. O ile w 1973 r. Tomaszewski był wielkim bohaterem, to co do wczorajszego meczu, oprócz jednej interwencji Wojtka Szczęsnego, to ja sobie nic nie przypominam, żeby się działo coś wielkiego pod naszą bramką. CZYTAJ TAKŻE: Kołtoń: Kiedy Sousa trafi ze składem?Nie zdenerwował pana Piotr Zieliński stratą przy pierwszym golu? - Zostawmy Zielińskiego w spokoju. Zdarzyła mu się strata, jak wielu pomocnikom. Nie brakowało obrońców i innych pomocników, którzy mogli tę akcję przerwać. Uważam, że gdybyśmy mieli nie jednego, tylko trzech Zielińskich w środku pola, to byłoby nam znacznie łatwiej konstruować atak i robić grę. W piłce są dwie fazy: bieganie za przeciwnikiem i to muszą wykonywać wszyscy, bo na to nie wpływa nic innego, jak przygotowanie fizyczne, a potem jest jeszcze jakość piłkarska, czyli gra. Akurat Piotrek tej drużynie jakości daje dużo. Gdybyśmy mieli jeszcze dwóch takich piłkarzy w środku pola, to by nam było łatwiej nawet z Anglią wygrywać. Trener Sousa uparł się na wystawianie Michała Helika, podczas gdy wyraźnie brakuje temu obrońcy doświadczenia międzynarodowego. Sterlingowi kończyło się boisko, nie wiedział co zrobić, dostał w prezencie rzut karny. - Dzisiaj nie ma meczów towarzyskich, żeby sprawdzać takich piłkarzy jak Helik. Michał miał niezłe wejście w meczu z Węgrami. Trener nie mógł skorzystać z Piątkowskiego, bo pewnie on grałby od początku. W tym systemie miał do wyboru Helika, bądź Dawidowicza, postawił na tego pierwszego. Michał zrobił dziecinny błąd. Gdzie tam się rzucać jakimś wślizgiem?! Wystarczyło odprowadzić rywala do linii końcowej, a jak się już uparł na wślizg, to powinien go wykonać półtora metra od przeciwnika, żeby zablokować możliwość dośrodkowania. Cóż, Michał zrobił błąd i trudno. Przecież nie będziemy go teraz przybijali na krzyżu. Po dośrodkowaniu Rybusa było ewidentne zagranie ręką w polu karnym Maguire’a. Sędziowie tego nie wychwycili. W Ekstraklasie, gdzie w obrocie są dużo mniejsze pieniądze mamy VAR, a w walce o mundial go nie ma. Czy to nie jest błąd? - Od dziewięciu lat jestem prezesem PZPN-u i nigdy nie rozmawiałem na temat pracy sędziów. Dzisiaj byłoby łatwo się schować za ich niektórymi decyzjami, natomiast ja jestem daleki od tego i nigdy tego nie robię. Sędzia jest osobą konieczną w każdym meczu, zawsze pracuje najlepiej jak potrafi. Czasem popełnia błędy, to ludzkie. Trudno. Nie było VAR-u, więc nie mógł tego wychwycić, ale ten błąd nie może być dla nas żadnym alibi i do narzekania na sędziego nikt mnie nie namówi. Ma pan poczucie, że gdybyśmy grali z Robertem Lewandowskim, to łatwiej byłoby o remis, czy wręcz przeciwnie, zadziałałby na Anglików niczym płachta na byka? - Anglicy to zespół, który dużo lepiej grać nie potrafi. Owszem, są szybcy, ale dużo więcej się po nich nie spodziewałem. Natomiast spodziewałem się dużo więcej po grze niektórych naszych piłkarzy. Tymczasem nie wszyscy wykorzystali daną im szansę. U niektórych aż się roiło od błędów. A co do Roberta? Nie wiem co by było gdyby... To zwykłe gdybanie. Czasem, gdy słyszę, że Lewandowski to 40 procent całej reprezentacji, to oceniam to za nadmierny optymizm. Gdybyśmy do tego, co graliśmy w drugiej połowie dołożyli 40 procent, to bylibyśmy pewnie najlepszą drużyną na świecie, a chyba aż tak różowo nasza rzeczywistość nie wygląda. Robert jest najlepszym elementem tej drużyny, ale musi funkcjonować cała drużyna, a nie tylko jeden element. Przypomnę, że Robert był na boisku we Włoszech, gdy przegraliśmy 0-2. Wyciąganie indywidualności, zamiast spoglądania na cały zespół nie ma żadnego sensu. CZYTAJ TAKŻE: Wichniarek, Engel: Kto popełnił błąd przy drugiej bramce na Wembley?Podobna porażka 1-2 jak w listopadzie z Holandią na Stadionie Śląskim, ale wrażenia tym razem chyba lepsze? - Każdy mecz jest inny. Natomiast jesienią i przez cały rok 2020 słyszałem narrację krytyki, że mamy najlepszą generację piłkarską od 25 lat, tylko trener jest słaby. Dzisiaj widać, że mamy dobry materiał ludzki, natomiast nie przesadzajmy. Uważam, że przy dobrym ułożeniu tę drużynę stać na wiele. Mamy dobrego trenera, który nie hołduje starym układom, który stawia na tych, którzy według niego są w danym momencie są najlepsi. Oczywiście, może czasami popełnić błąd, ale dajmy mu czas. Zagraliśmy trzy mecze w eliminacjach do MŚ, przed nami mistrzostwa Europy. Cztery punkty zdobyte w eliminacjach do MŚ, wbrew temu, co się mówi, daje nam niezłą sytuację w walce o wyjazd na mundial, choćby poprzez baraż. Oczywiście teoretycznie mamy jeszcze szanse na wygranie grupy, ale o tym na razie nie myślmy, tylko bardziej o barażach. Mamy dobry materiał do przygotowań do ME. Idziemy do przodu, natomiast brakowało mi po meczu z Anglią jednej rzeczy. Jakiej? - Nie widziałem nikogo, kto byłby zły na to, że nie zremisowaliśmy, a przecież mogliśmy spokojnie zremisować. Słuchając pomeczowych wypowiedzi, brakowało mi tej złości sportowej. Przecież ten mecz można było na spokoju zremisować! W drugiej połowie nie było momentu, w którym by oni nas zdominowali. Raczej to my graliśmy spokojnie. Trener na pewno już wie więcej o potencjale zawodników, o tym, na kogo może liczyć, na kogo nie. - Pamiętajmy, że trener jest ważny, ale on nie gra. Uważam, że mamy bardzo dobrego selekcjonera. Niech Paulo Sousa nadal pracuje i robi swoje, bez oglądania się na jakiekolwiek układy. Materiał do analiz ma znakomity. Świat się nie zawalił, ale remisu szkoda jak cholera. Gramy dalej! Rozmawiał: Michał Białoński