Podobno w przedwyborczych targach i negocjacjach najczęściej stawianym pytaniem nie było: "Co i jak poprawić?", tylko: "Co mi dasz w zamian, jak cię poprę?". W tym świetle polska piłka jawi się niczym ranna antylopa rozszarpywana na kawałki przez hieny. Nawet największe kluby Ekstraklasy toną w długach, co trzeci pierwszoligowy jest na krawędzi bankructwa, reprezentacja Polski nie wyszła z grupy na poważnej imprezie od 26 lat, gdy ś.p. Włodzimierz Smolarek wcisnął gola Portugalii - oto rzeczywistość polskiej piłki. Jeśli dorzucimy do tego niewydolny system szkolenia, który nie był w stanie wyjść z ofertą dla setek tysięcy dzieci i młodzieży, by wykorzystać "Orliki" - mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego trzeci z rzędu selekcjoner musi się posiłkować wychowanym we Francji Ludovikiem Obraniakiem. Do konieczności odnowy polskiej piłki nie trzeba nikogo przekonywać. Nawet Edwarda Potoka, który jest uważany za kontynuatora rządów Grzegorza Laty, zresztą był w jego zarządzie. Właściwie tylko Zdzisław Kręcina próbuje zdjąć odpowiedzialność za rozwój piłki z barków PZPN-u i przerzucić go na plecy wuefistów, "bo przecież tam, na lekcjach wf-u się wszystko odbywa". Gdyby prezesa wyłaniał naród, wybory byłyby tylko formalnością. Zbigniew Boniek ma miażdżącą przewagę w każdej ankiecie, w każdym sondażu. Nie zmieniło tego nawet stanięcie w szranki lubianego przecież przez kibiców Romana Koseckiego. Spośród 28 tys. biorących udział w akcji "Wybierzprezesapzpn.interia.pl" aż 24 tys. osób poparło właśnie Bońka, podczas gdy za Koseckim opowiedziało się ośmiokrotnie mniej kibiców (trzy tys.). Co ciekawe, trzecie miejsce zajął Zdzisław Kręcina (670 głosów). Stefan Antkowiak i Edward Potok otrzymali śladowe poparcie (396 i 225 głosów). Paradoksalnie, udział w aferze taśmowej związanej z zakupem gruntu pod budowę nowej siedziby związku, w tym wypadku pomógł Kręcinie. Stał się znany, a język, jakim się posługiwał przebił dialogi z "Misia", czy "Piłkarskiego Pokera". Wystarczy przytoczyć tylko dwa cytaty: "Układ jest wspaniały, ja już jestem na etapie kupna mieszkania ‘Młodemu’", "Złożymy się na Grzesia. Nie ma co go rozpieszczać, na początek damy mu po pięć dych i będzie miał stówę." Ale widząc niejasne interesy PZPN-u, nieobecność jego przedstawicieli na salonach świata i Europy (wyjątkiem jest działający w FIFA Michał Listkiewicz), brak przejrzystości, kibicom wcale nie jest do śmiechu. Gdy wybuchła afera z nierozegranym w pierwotnym terminie meczem Polska - Anglia jedyną osobą z PZPN-u, która miała odwagę stanąć przed dziennikarzami, była ówczesna rzeczniczka Agnieszka Olejkowska. By bronić swych racji, nie pofatygował się przed kamery nikt z zarządu. Trudno się nie zgodzić z kibicami, którzy właśnie w Bońku pokładają największe nadzieje. Zibi jest bystry, ma głowę na karku, wie doskonale, co wymaga zmiany i w jaki sposób należy to zrobić. Na dodatek jest najlepiej sytuowany finansowo spośród całej "piątki". Kierowanie polską piłką traktuje jak misję, a nie skok na kasę. Co istotne, silną stroną Bońka jest dyplomacja i łowy. Jego dobre stosunki z Michelem Platinim i resztą wierchuszki UEFA mogłyby nam tylko pomóc w zabieganiu o organizację wielkich imprez, jak finał Ligi Europejskiej, czy nawet finał Ligi Mistrzów. Próbkę swych możliwość Zibi dał już pracując w zarządzie Michała Listkiewicza, gdy doprowadził do podpisania lukratywnej dla polskich klubów umowy z Canalem +. Do kwoty, jaką wówczas osiągnął, nikt się dotąd nawet nie zbliżył. Bońka szanowałem i ceniłem od zawsze, szczególnie od meczu Polska - Belgia na mundialu w Hiszpanii, w którym zdobył hat-tricka. Gdy słuchałem go jednak podczas majowej konferencji "Piąty stadion", na której podejmował Marco van Bastena i Luisa Figo, z każdą minutą docierało do mnie coraz dobitniej: "Każdy dzień, w którym ten facet nie kieruje polską piłką jest dniem straconym". Były piłkarz Widzewa, Juventusu i Romy ma całą paletę atutów. Sęk w tym, że przez wielu delegatów na walne zgromadzenie są one traktowane niczym wady. Głównie przez tych, dla których liczy się tylko trwać przy korycie i zarabiać, a nie - broń Boże - cokolwiek zmieniać. Kto jeśli nie Boniek? I tu się naród również nie myli - Roman Kosecki. Równie dobrych stosunków w UEFA nie ma, ale za sterami PZPN-u byłby człowiekiem nowym, który poznał reguły profesjonalnej piłki grając w Atletico Madryt, a także z własnej inicjatywy założył Kosę Konstancin, która ma sukcesy w szkoleniu piłkarskiego narybku. Kosecki jest jednak politykiem i to się delegatom - pomnym siłowych prób obalenia zarządu PZPN-u, jakie podejmowały rządy - nie podoba. Z pozostałej trójki najsolidniej wygląda Stefan Antkowiak, którego kandydaturę mocno popiera mecenas Jacek Masiota, czyli człowiek, który będąc w zarządzie mijającej kadencji próbował patrzeć Lacie na ręce i alarmować, gdy jakaś umowa (np. o sprzedanie praw marketingowych Sportfive’owi) była niejasna. Antkowiak jest "baronem", czyli szefem futbolu w Wielkopolsce. Trzeba pamiętać, że to pod jego skrzydłami uchował się "Fryzjer", choć pan Stefan przysięga, że nie wiedział nic o jego korupcyjnej działalności. Najdziwniejsze jest to, że w dobie kryzysu, jednym głosem nie potrafią przemówić kluby, a przecież im powinno najbardziej zależeć na rozwoju koniunktury, dopływie sponsorów. Tymczasem - z zupełnie niejasnych przyczyn - zamiast kandydatów-reformatorów, jedna z największych krajowych firm piłkarskich popiera "beton". A później jeszcze bardziej będzie musiała zakręcać kurek z pieniędzmi. Dziwny jest ten świat... Autor: Michał Białoński Tutaj możesz śledzić relację na żywo ze zjazdu PZPN Wszystko o kandydatach i wyborach na prezesa PZPN w naszym Raporcie Specjalnym Jak oceniasz rządy Grzegorza Laty? Dyskutuj!