Podjazd pod stok narciarski w Przemyślu, na Zniesieniu, gdzie znajduje się Kopiec Tatarski, to absolutnie jeden z najefektowniejszych elementów całego wyścigu. Telewizja nawet w połowie nie oddaje tego, jakie wrażenie robi na żywo. Jest kręto, stromo i pięknie. Według miejscowych podań oddawano tam cześć słowiańskim bogom, rzekomo nawet składano ofiary z ludzi. Znajdować się tam miała pogańska świątynia Swarożyca. Ta kolarska "świątynia sprintu" w Katowicach, jak się wydaje, została "zburzona". Przynajmniej na jakiś czas. Może warto "wybudować" nową w Przemyślu? Warunki są ze wszech miar sprzyjające. Przed wyścigiem Przemysław Niemiec przewidywał, że to właśnie w Przemyślu i podczas "czasówki" na Rusiński Wierch rozstrzygną się losy wyścigu. Trzeci etap definitywnych rozstrzygnięć nie przyniósł, choć, jak to się mówi, oddzielił mężczyzn od chłopców. Rywalizacja o końcowy triumf cały czas pozostaje jednak otwarta i kto wie, czy mała pętla bieszczadzka nie przyniesie większych zmian. W końcu nie wszystkim uśmiecha się czekanie do "czasówki". Czytaj także: Zmiana lidera na TdP, podwójna okazja do świętowania Znów aktywnie jechali Polacy. Jadący w pożyczonej, bo liderem tej klasyfikacji był także lider wyścigu Jonas Abrahamsen, koszulce najlepszego górala Piotr Brożyna zabrał się w odjazd, by spróbować powalczyć o to, by wywalczyć trykot na własność. Wspierał go Marcin Budziński, który miał trochę pecha, bo akurat jego walkę na lotnych premiach utrudniały problemy techniczne. Nic z tego nie wyszło. Ucieczka dnia została zlikwidowana właściwie na ostatniej górskiej premii, choć wtedy samotnie na czele jechał już tylko Michel Hessmann (Jumbo-Visma). Pewnie bardzo podobnie, czyli z naszymi w odjazdach, będzie na każdym etapie. Część fanów narzeka, że pochwały za samą ambicję i akcje, z których niewiele wynika, są na wyrost. Trudno jednak nie docenić waleczności i prób walki o triumf w klasyfikacji górskiej czy najwaleczniejszych. A przecież za to wszystko są też nagrody finansowe, liczone w tysiącach euro, które na Tour de Pologne, z perspektywy naszych kolarzy, naprawdę są nie do pogardzenia. Warto również wspomnieć o zwycięzcy, bo Sergio Higuita nie dość, że okazał się najmocniejszy na podjeździe pod Zniesienie, to sprawił sobie znakomity prezent, bo w Przemyślu obchodził 25. urodziny. Malutki Kolumbijczyk zapowiadał z uśmiechem, że skoro okazja do świętowania jest podwójna, to i jakaś celebracja z kompanami z ekipy będzie. Kolarz nie zdradził jednak, czy przygotował na ten moment coś z repertuaru Shakiry, czy może postawi na coś polskiego. Pewnie na mecie w Sanoku będzie wiadomo, czy czwarty etap to była dla niego "La Tortura" czy "Waka, Waka".