- Jak wystartowaliśmy, to musiałem zwracać uwagę na Edwarda Theunsa żeby nie odjechał. Nie poszedł w odjazd, co mi bardzo pasowało, inni kolarze zgarnęli premie, no i teraz zostaje mi już tylko szczęśliwie dojechać do Krakowa - mówił na mecie zadowolony Patryk Stosz. Reprezentant Polski finiszował w Rzeszowie na dziesiątej pozycji, ale był tuż obok kolarzy, którzy wzięli udział w kraksie. Na finiszu tłumaczył, dlaczego jego zdaniem do niej doszło. - Chciałem dziś pomóc Staszkowi Aniołkowskiemu. Kolarze przed nami bardzo szybko wchodzili w zakręt. Ja jeszcze na rundzie zwracałem na ten fragment uwagę, tam była taka nawierzchnia, po której od razu widziałem, że jak mocno wejdą, to ich "podetnie". No i tak się stało, bo wjeżdżali tam za szybko. My nie leżeliśmy, ale też mało brakowało. Wyszło jednak tak, że to ja musiałem powalczyć o jak najlepsze miejsce na finiszu. No i wjechałem jako dziesiąty - relacjonował Stosz. Czytaj także: Kraksa na piątym etapie, peleton się podzielił Nasz zawodnik był na finiszu w doskonałym humorze. Żartobliwie został zapytany o to, czy wziął udział w wieczorze panieńskim w zajeździe, w którym nocowała nasza kadra po prezentacji w Kielcach. - Nie, ale jakby mnie zaprosili, to bym tam poszedł. Zatańczyłbym, no ale nie chciały nas dziewczyny - mówił ze śmiechem Patryk Stosz. - Tak naprawdę to odpoczywaliśmy. Wiedzieliśmy, że przed nami długie, ciężkie etapy, tak że o takich rzeczach nie było mowy - dodał już poważnie.