W poniedziałkowym programie "Puncher" zastanawiano się, czy sędzia Leszek Jankowiak prawidłowo "wyliczył" leżącego na deskach Tomasza Adamka. Zdaniem ekspertów Polsatu arbiter popełnił błąd i "Góral" powinien walczyć dalej. Mateusz Borek powiedział, że Main Events, jedna z firm promujących Adamka, złożyła protest do federacji IBF dotyczący decyzji sędziego Jankowiaka o przerwaniu walki. Zdaniem obozu Adamka, sędzia liczył zbyt szybko i według wytycznych IBF powinien to robić zdecydowanie wolniej. Według uczestników programu, gdy doliczył do "10" i przerwał walkę, trwała właśnie siódma sekunda prawidłowego liczenia. W tym czasie Adamek wstał i powinien zostać odesłany do narożnika. Adwokat Adamka Pat English złożył oficjalny protest do polskiego Wydziału Boksu Zawodowego. - Obejrzałem zarówno oficjalne taśmy z walki, jak i te dokonane przez kibiców. Naszym zdaniem Tomek był na nogach przed słowami "dziesięć" sędziego Jankowiaka, czyli miał pełne prawo, ujęte w regulaminie nie tylko IBF, by skorzystać ze zwykłej, minutowej przerwy pomiędzy rundami - powiedział English. W czwartkowym "Przeglądzie Sportowym" pojawił się też głos w sprawie samego Adamka. - Sędzia mógł pozwolić mi dalej walczyć, ale widać miał inne zdanie. Nic na to nie poradzę - powiedział polski bokser na łamach dziennika. - Nie byłem jakoś bardzo oszołomiony. Bywałem już w gorszych opałach. Pamiętam pojedynek z Travisem Walkerem. Trafił mnie dużo mocniej niż Molina, padłem i byłem zraniony, ale walczyłem dalej i ostatecznie wygrałem. W Krakowie sędzia mógł mi pozwolić kontynuować pojedynek, lecz podjął inną decyzję. Wiem, że mój adwokat walczy i złożył nawet protest. Zobaczymy, co z tego będzie - dodał Adamek. Sam pięściarz zapowiedział, że kończy karierę. Nie wiadomo jednak co się stanie, jeśli protest zostanie rozstrzygnięty na korzyść Polaka. Adamek nie zajmuje już zdecydowanego stanowiska.