Dokładnie 101 lat temu flaga Polski po raz pierwszy pojawiła się na igrzyskach olimpijskich. Niestety, nie było jej dane nieść żadnemu z naszych zawodników, bo o tych upomniała się po raz kolejny wojenna zawierucha. Mimo to nasz kraj pojawił się w olimpijskiej rodzinie. Po raz pierwszy w ogóle, ale i ostatni zarazem w roli jedynie symbolicznej. Chleba i igrzysk Po zakończeniu I Wojny Światowej bardzo szybko wrócono do rozgrywania igrzysk. Upłynęło zaledwie półtorej roku od zakończenia działań wojennych a już rozpoczęła się sportowa walka na olimpijskich arenach. Co ciekawe uznano, że cykl olimpijski nie został przerwany VI Igrzyska się po prostu nie odbyły. Czego zresztą obawialiśmy się również i teraz. Bardzo wielu znanych sportowców poległo lub zostało rannych na froncie, jednak świat pragnął pokoju i harmonii, a przede wszystkim normalności, a tego wszystkiego przejawem były igrzyska.. Zaczęto się więc zastanawiać, komu przyznać organizację tej imprezy. Przed wybuchem wojny MKOL miał w planie powierzyć to zadanie Budapesztowi, jednak po jej zakończeniu stało się to niemożliwe. Baron Pierre de Coubertin tym razem nagiął się do politycznych próśb i postanowił. że igrzyska zorganizuje Antwerpia. Według europejskiej społeczności miało to być swoiste zadośćuczynienie dla tego państwa, które zostało napadnięte przez Niemcy. Były to pierwsze igrzyska na których podczas rozpoczęcia wypuszczono gołębie, które miały symbolizować nadejście ery pokoju. Niestety był to ruch, który nie przyniósł nic dobrego. Belgia była w bardzo słabej kondycji jeśli chodzi o finanse i infrastrukturę. Zniszczony wojną kraj borykał się z wieloma problemami, co przełożyło się na organizację. Król Belgii Albert I był dużym fanem sportu i robił co mógł, żeby ta impreza była równie wspaniała jak poprzednia, jednak na nie wiele się to zdało. Debiut do którego nie doszło Igrzyska w Antwerpii były pierwszymi, na które zaproszono również reprezentację Polski. Po odzyskaniu niepodległości sportowcy naszego kraju mieli w końcu dostać możliwość walki o olimpijskie laury pod biało-czerwonym sztandarem. Dotychczas polsko brzmiące nazwiska co prawda pojawiały się na igrzyskach, ale za każdym razem w reprezentacjach innych państw. W 1918 roku, mimo że nie istniał jeszcze nawet Polski Komitet Olimpijski, a i w szeregach MKOL-u nie mieliśmy żadnego swojego przedstawiciela, nasz kraj dostał zaproszenie do udziału w igrzyskach. Trzeba przyznać, że był to swego rodzaju dyplomatyczny sukces odradzającego się kraju. Przygotowania do igrzysk ruszyły, choć na terenach polskich cały czas było niespokojnie. Powstanie wielkopolskie, I powstanie śląskie, a na dodatek dziesiątkująca ludność całego świata grypa hiszpanka. W takim krajobrazie trudno myśleć o sporcie, a jednak znaleźli się śmiałkowie, których niosły olimpijskie marzenia. O olimpijskim debiucie marzyli piłkarze, ostro trenowali lekkoatleci, tenisiści i wioślarze. Spodziewano się, że będzie nam dane wystawić dość szeroką reprezentację. Początkowo mówiło się, że do Antwerpii pojedzie nawet 150 sportowców w naszego kraju, jednak z czasem ta liczba malała. Powodem były oczywiście finanse. Co prawda polski rząd postanowił przyznać kredyt na wysłanie naszych zawodników na igrzyska, ale kwota była niewielka i trzeba było ograniczać kadrę. Nasi jeźdźcy, głównie żołnierze, mieli jechać do Belgii na koszt ministerstwa spraw wojskowych, część środków mieli przeznaczyć obywatele, wspierający wyjazd sportowców, ale i tak zapowiadało się, że nasza kara będzie skromniejsza niż zapowiadano. Niestety po raz kolejny znać o sobie dała polityka. Na przeszkodzie Polakom stanęła wojna polsko - bolszewicka. Sportowcy zamiast rywalizować medale zostali zmuszeni do walki w obronie granic. Szacuje się, że aż 90% ówczesnych sportowców było żołnierzami. Co prawda marszałek Józef Piłsudski zwolnił ich z obowiązków służby w wojsku, ale dla tych młodych ludzi walka w ojczyznę była ważniejsza, niż udział w igrzyskach. Polacy z flagą... i medalem Ostatecznie w Antwerpii Polaków zabrakło. Nasz kraj był jednak obecny na ceremonii rozpoczęcia igrzysk. Biało-czerwoną flagę niósł chorąży z Belgii, co miało symboliczny wymiar, bo choć nasi sportowcy walczyli na froncie, to jednak o naszym kraju pamiętano w sportowej rodzinie. Naszemu rodakowi udało się za to zdobyć medal, choć w barwach Stanów Zjednoczonych. Tamtejszy policjant Józef Krzyczewski wraz ze swoimi kolegami z drużyny zajął trzecie miejsce w konkursie przeciągania liny i przywiózł do swojej nowej ojczyzny brązowy krążek. Być może, gdyby historia potoczyła się inaczej, nie byłby to jedyny "polski" medal na tych igrzyskach. Zresztą, gdyby wszystko układało się normalnie, rok temu świętowalibyśmy setną rocznicę tych wydarzeń podczas igrzysk w Tokio. Jak wiemy, do normalności brakowało, i wciąż brakuje, całkiem sporo, tak że nasza reprezentacja będzie mogła celebrować już 101. rocznicę, kiedy polska flaga po raz pierwszy pojawiła się na igrzyskach.