"Ten rok, a zwłaszcza jego pierwszych sześć miesięcy, zmieniło postrzeganie i przewartościowało sporo rzeczy. Znaków zapytania i niewiadomych było mnóstwo, a wielu z nas siedziało w domu i czekało na dzień, w którym umrzemy. Na szczęcie udało się informacyjnie okiełznać sytuację i przy sporej dyscyplinie większości społeczeństwa doszło latem do poluzowania obostrzeń. Dla aktywności żeglarskich było to korzystne, a różnego rodzaju działania przeprowadzone na powietrzu okazały się bezpieczne" - zauważył Chamera. Prezes PZŻ zapewnił, że żeglarskie środowisko w żadnym momencie nie zlekceważyło zagrożeń. "Z dumą mogę powiedzieć, że jako żeglarze stanęliśmy na wysokości zadania. Słowa uznania należą się zawodnikom, trenerem, działaczom oraz wszystkim osobom zaangażowanym w organizację i przeprowadzenie regat, zgrupowań, szkoleń i innych działań związanych z upowszechnianiem żeglarstwa. Niektórzy zawodnicy i szkoleniowcy mieli koronawirusa, ale te zakażenia wynikały nie z uprawiania sportu, tylko ze zwykłego funkcjonowania w rodzinie oraz społeczeństwie i nie przełożyły się na proces treningowy, bo żadna grupa nie trafiła na kwarantannę. Na szczęście wszyscy wrócili do zdrowia i realizują swoje zadania" - dodał. Chamera podkreślił, że Polska była w tym roku liderem pod względem organizacji liczących się międzynarodowych żeglarskich imprez - odbyły się tradycyjne regaty Volvo Gdynia Sailing Days, których głównym wydarzeniem były mistrzostwa Europy w klasie Finn, a ponadto mistrzostwa Europy w innej olimpijskiej klasie Laser w Gdańsku oraz w Pucku w kiteboardingu, który stanie się olimpijską konkurencją w Paryżu w 2024 roku. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! "Wiele krajów nie podjęło wyzwania i zrezygnowało z przeprowadzenia regat. Poza tym odwołanie igrzysk spowodowało, że cały kalendarz zawodów i przygotowań został wywrócony do góry nogami. Cieszę się, że przy współpracy z Ministerstwem Sportu udało się nam się, w bezpieczny sposób, kontynuować najważniejsze projekty, na czele z Gdynia Sailing Days i PolSailing, prowadzimy akcje szkoleniowe, stabilne są także przygotowania kadr narodowych. Minusem, ale w skali globalnej, jest to, że nie udało się przeprowadzić wielu młodzieżowych imprez i sporo zawodników bezpowrotnie straciło szansę na zdobycie medalu w tych kategoriach wiekowych" - skomentował. Szef związku podkreślił, że także pod względem sportowym miniony rok był udany dla polskiego żeglarstwa. Brązowe medale mistrzostw Europy w olimpijskich klasach Laser Radial i windsurfingowej RS:X wywalczyły, odpowiednio, Agata Barwińska (MOS SSW Iława) i Zofia Klepacka (Legia Warszawa), natomiast Julia Damasiewicz została złotą, a Magdalena Woyciechowska (obie SKŻ Ergo Hestia Sopot) brązową medalistką czempionatu Starego Kontynentu w kiteboardingu. Kiteboarding stanie się żeglarską konkurencją podczas igrzysk w 2024 roku - w Paryżu zaplanowano jednak rywalizację mieszanych sztafet. Natomiast w Tokio polscy żeglarze wystąpią w sześciu konkurencjach - windsurfingowej RS:X kobiet i mężczyzn, 470 kobiet, Laser Radial, 49er oraz 49erFX. W tej ostatniej klasie oficjalną nominację uzyskały Aleksandra Melzacka (YKP Gdynia) i Kinga Łoboda (AZS AWFiS Gdańsk), w klasie Laser Radial Magdalena Kwaśna (ChKŻ Chojnice), wśród deskarzy pewni wyjazdu do stolicy Japonii są Klepacka i Piotr Myszka (AZS AWFiS), natomiast w klasie 470 Agnieszka Skrzypulec (SEJK Pogoń Szczecin) i Jolanta Ogar-Hill (UKS Wiking Toruń). Na finalną decyzję czekają jeszcze skiffiści w klasie 49er. O prawo startu w Japonii biało-czerwoni wciąż rywalizują w męskich klasach Finn i Laser Standard. W tej pierwszej do obsadzenia jest jedno (decydującymi regatami będą mistrzostwa świata w Porto), a w drugiej dwa miejsca (Puchar Świata w Hyeres). Wiadomo, że na igrzyskach Polaków zabraknie w klasie 470 mężczyzn oraz w katamaranach Nacra 17, w których ścigają się załogi mieszane. "Ministerstwo Sportu ogłosiło wysokość dotacji na przyszły rok. Otrzymaliśmy środki na poziomie tegorocznych, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Naszym zadaniem jest wykazać się wynikiem sportowym, aby inwestycja państwa w żeglarstwo się zwróciła. Prawdopodobieństwo, że najbliższe igrzyska nie odbędą się jest znikome, a naszym celem jest powrót z Tokio z co najmniej jednym medalem. Od 2004 roku, czyli od Aten, polscy żeglarze na co drugich igrzyskach stają na podium, ale chcemy, aby ta regularność występowała co cztery lata. Z drugiej strony nasza dyscyplina dała cztery olimpijskie krążki, zatem nie możemy się zbytnio w tych deklaracjach rozpędzać" - stwierdził. Przygotowania do igrzysk nie przebiegały bez zakłóceń. Latem rękę złamała Skrzypulec, we wrześniu podczas regat Kieler Woche Paweł Kłodziński (klasa 49er) doznał złamania kości uda, natomiast w listopadzie w trakcie mistrzostw Europy w klasie RS:X Myszka złamał żebro. "Kontuzje to nieodłączne ryzyko uprawiania sportu. Najważniejsze, że dzięki bardzo dobrym pakietom ubezpieczeniowym, a pod tym względem byliśmy wśród związków sportowych pionierami, mamy zabezpieczone koszty leczenia oraz rehabilitacji zawodników i szybko możemy przywrócić ich do pełnej sprawności. Zresztą Piotrek jest już zdrowy, a Paweł przechodzi serię testów i jeśli wszystko pójdzie dobrze, a na razie idzie dobrze, to pod koniec lutego powinien wrócić na wodę" - powiedział. W Tokio w 10 konkurencjach rywalizować będzie 350 żeglarzy - po raz pierwszy w równej liczbie wśród kobiet i mężczyzn. Z kolei trzy lata później w Paryżu (regaty odbędą się w Marsylii) ta liczba zostanie zmniejszona do 330. Ponadto Międzynarodowy Komitet Olimpijski odroczył decyzję o włączeniu do programu igrzysk w 2024 roku konkurencji Mixed Double-handed Offshore (dwuosobowy jacht morski w formule mieszanej), obligując jednocześnie World Sailing do dostarczenia szczegółowych analiz dotyczących zasad rywalizacji, kosztów oraz bezpieczeństwa zawodników. "Jednym z moich obszarów działalności, jako wiceprezydenta World Sailing, jest współpraca z MKOl. Mamy pół roku na przygotowanie wyjaśnień i musimy zrobić wszytko, aby żeglarstwo utrzymało komplet 10 medali. Z kolei redukcja zawodników nie była zaskoczeniem, bo MKOl dodaje nowe konkurencje, a łączna liczba uczestników nie zmienia się i te cięcia dotknęły wiele dyscyplin. Pamiętam, że wywalczenie kwalifikacji w 2004 roku do Aten było niemalże dziecinną igraszką, a teraz nie tyle zdobycie medalu, ile samo uzyskanie olimpijskiej nominacji jest ogromnym wyzwaniem. Igrzyska stały się elitarną imprezą" - podsumował. Marcin Domański