Jeden z najbardziej utytułowanych polskich średniodystansowców Adam Kszczot zrezygnował z udziału w igrzyskach w Tokio. Jako powody swojej decyzji wymienił m.in. obóz w Kenii, po którym organizm odmówił posłuszeństwa, sprawy rodzinne i wyłączenie z treningów po szczepieniu. "Spodziewałem się tego. Adam jest na tyle klasowym zawodnikiem, że nie chce jechać na igrzyska tylko po to, aby zaliczyć występ. Jeżeli nie czuje się na siłach, nie czuje się w formie, to jest to słuszna decyzja. Słaby występ w Tokio na pewno nie pomógłby mu w dalszej karierze" - ocenił w rozmowie z PAP Czapiewski. Rekordzista kraju - 1.43,22 - przypomniał, że Kszczot zmienił trenera, postawił na inne bodźce treningowe, a te nie zawsze od razu działają. "Podjął ryzyko, pojechał do Kenii, bo chciał się jak najlepiej przygotować do najważniejszej imprezy. Słusznie, bo ma już swoje lata i konieczne jest szukanie nowych bodźców. To nie zadziałało. Tak czasami bywa" - podkreślił Czapiewski. Zdaniem Czapiewskiego jeden słabszy sezon nie przekreśla Kszczota jako zawodnika i w kolejnych latach wszystko jest nadal możliwe. Kszczot o swojej decyzji poinformował w poniedziałek rano w mediach społecznościowych. "Szanowni Kibice, przedstawiam Wam swój komunikat dotyczący udziału w Igrzyskach Olimpijskich Tokio 2020. Najważniejszy moment dla każdego sportowca. Przygotowujemy się do tego latami. Ciężko pracujemy, aby pojechać na Igrzyska. Niestety tym razem nie będzie mnie na nich, mimo iż posiadam minimum i prawo startu, zdecydowałem inaczej. Zostaję w Polsce" - napisał Kszczot. O takim przebiegu wypadków mówiono w kuluarach podczas mistrzostw Polski w Poznaniu, w których Kszczot nie wziął udziału. Kilka dni wcześniej podczas Memoriału Kusocińskiego w Chorzowie multimedalista mistrzostw świata i Europy zajął ostatnie miejsce w biegu na 800 m. Lekkoatleta poinformował w oświadczeniu, że nie ma jednego winnego, a na jego decyzję wpłynęło "domino zdarzeń". Wymienił wśród nich obóz w Kenii, gdzie chciał się przygotowywać w najlepszych warunkach, ale mimo fantastycznego treningu po powrocie do Polski organizm odmówił posłuszeństwa. Na rezygnację z udziału w igrzyskach wpływ miały także sprawy rodzinne oraz złe samopoczucie, które wyłączyło go "na moment" z treningów po szczepieniu. "Ten rok, to wiele fantastycznego treningu, nowe doświadczenia i kolejna ważna lekcja w życiu. Dziękuję wszystkim tym, którzy trzymali kciuki. Nie składam broni i zaczynam przygotowania do drugiej części sezonu" - napisał 800-metrowiec. Dodał, że trzyma kciuki za wszystkich olimpijczyków w Tokio. "Niech siła, pewność siebie, wiara i dobre wibracje będą z Wami" - wskazał. W sezonie letnim Kszczot wystartował dotychczas trzy razy. Wszystkie występy były jednak poniżej oczekiwań. Najlepszy czas - 1.47,20 uzyskał 20 czerwca w Chorzowie. By myśleć o finale igrzysk olimpijskich najprawdopodobniej konieczne będzie bieganie ok. trzech sekund szybciej. 31-letni Kszczot to srebrny medalista mistrzostw świata w biegu na 800 m z Pekinu (2015) i Londynu (2017). To także trzykrotny mistrz Europy i multimedalista mistrzostw świata i Starego Kontynentu w hali. Dotychczas w igrzyskach startował dwukrotnie - w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016). W obu przypadkach dotarł do półfinału. Minimum uprawniające do startu w igrzyskach w Tokio w biegu na 800 m wypełniło pięciu biegaczy z Polski. Wcześniej ze startu w tej imprezie zrezygnował 17-letni Krzysztof Różnicki. Na tym dystansie Polskę reprezentować będą więc Patryk Dobek i Mateusz Borkowski. Możliwy jest także start Marcina Lewandowskiego, który posiada minima na 800 i 1500 m. Zdaniem Czapiewskiego Dobek - pochodzący z tej samej wioski co ojciec rekordzisty Polski - może wymazać jego najlepszy wynik w historii nawet w tym sezonie. "Jestem też bardzo ciekaw, na co stać młodego Różnickiego. W jego przypadku akurat nie rozumiem decyzji o rezygnacji z igrzysk. Oceniam ją, jako niesłuszną. Co do Dobka - to moim zdaniem ma on największe szanse na medal olimpijski na 800 m, większe niż miałem ja, Adam Kszczot czy Marcin Lewandowski. Pamiętajmy jednak, że igrzyska rządzą się swoimi prawami" - podsumował Czapiewski. Autor: Tomasz Więcławski