To był jeden z najważniejszych turniejów Jelińskiej w karierze, choć jak sama przyznała, nie był najtrudniejszym pod kątem sportowym. A to dlatego, że w zawodach kwalifikacyjnych, nazywany przez szermierzy "dobijakami", nie startują m.in. reprezentacje, które na igrzyska zakwalifikowały się do turnieju drużynowego. "To prawda, poziom był średni, natomiast czuć było ogromną presję. Ta świadomość, że tylko jedna z nas, czyli zwycięzca, poleci na igrzyska sprawiała, że były to trudne zawody pod względem psychicznym. Tu nie było marginesu na błąd. Udało mi się w miarę spokojnie podejść do turnieju, nawet na takim luzie, dużo słuchałam muzyki, potańczyłam sobie. Jednocześnie byłam też mocno skoncentrowana" - powiedziała PAP 28-letnia florecistka. W finałowej walce, która jej zdaniem była najtrudniejszą w imprezie, pokonała wyżej sklasyfikowaną Hiszpankę Marię Marino 12:9. Jak przyznała, po zakończeniu pojedynku nie mogła wykrztusić z siebie słowa. "Popłakałam się ze szczęścia, wszyscy do mnie podchodzili, gratulowali, a ja nic nie mogła powiedzieć. Spełniło się moje marzenie. Moja rywalka też płakała, ale podeszła do mnie, pogratulowała. Znamy się dobrze, także prywatnie, bo spotkałyśmy się kilka miesięcy temu podczas zgrupowania we Włoszech. Ona tam trenuje na stałe, ma też włoskiego szkoleniowca" - wyjaśniła. Tych marzeń Jelińska nie spełniłaby, przynajmniej nie w tym roku, gdyby nie potknięcie jej koleżanki z reprezentacji Julii Walczyk. Florecistka KU AZS-UAM Poznań podczas ostatnich zawodów Pucharu Świata w Dausze odpadła w eliminacjach. Jelińska dotarła do 1/32 finału, ale ta impreza była podwójnie punktowana i to sprawiło, że przeskoczyła Walczyk w światowym rankingu, uzyskując prawo startu w "dobijaku". Czasu na świętowanie sukcesu nie było zbyt wiele, gdyż noc była krótka. Już o 3.30 reprezentacja miała wylot z Madrytu. "Spałam może z dwie godziny, ale jak się obudziłam, była już świadoma tego, co dokonałam. Jestem niezwykle szczęśliwa. Wciąż otrzymuję gratulacje i muszę przyznać, że jestem w szoku, ile osób interesowało się moim występem. Zwykle nasze turnieje śledzi wąskie grono najbliższych znajomych i rodzina. To bardzo miłe" - przyznała. Jelińska była jedynym polskim reprezentantem, któremu w Madrycie udało się wywalczyć kwalifikację. Szansy nie wykorzystali szpadzista Radosław Zawrotniak, szabliści Michał Kenz i Sylwia Matuszak oraz florecista Michał Siess. "Gdy w pierwszym dniu zawodów nie powiodło się Michałowi Siessowi, sytuacja była trochę napięta w naszej reprezentacji. W niedzielę Bogna Jóźwiak (była reprezentantka Polski w szabli - PAP), która była kierownikiem naszej ekipy, miała urodziny, a więc były życzenia i ta atmosfera się rozluźniła. Ja miałam w ramach prezentu wygrać ten turniej i się udało" - opowiadała. Jelińska już wkrótce rozpocznie przygotowania do wymarzonego startu w Tokio. Najbliższy tydzień przeznaczy jednak na odpoczynek. "Niestety, podczas ostatniej walki rywalka mocno mnie uderzyła kolanem w piszczel i mam guza. To nic groźnego, ale to było dość bolesne. W maju czeka mnie start w Pucharze Polski i na mistrzostwach kraju. Niestety, kalendarz międzynarodowy został +wyczesany+ z imprez, nie wiem co z mistrzostwami Europy, które miały odbyć się w czerwcu. Słyszałam, że prawdopodobnie do nich nie dojdzie. Liczę jednak, że uda się wyjechać na obóz zagraniczny, potrenować z zawodniczkami z innych krajów" - podsumowała florecistka.