Za przygotowanie aplikacji odpowiada czołowa japońska firma telekomunikacyjna - NTT Communications, sponsor igrzysk. Ma ona być dostępna w wielu językach, a jej prezentacja zaplanowana jest na czerwiec.Zamówiono ją głównie z myślą o zagranicznych kibicach, którzy mieli dotrzeć do Kraju Kwitnącej Wiśni w związku ze zmaganiami olimpijskimi. W sobotę jednak organizatorzy ogłosili, że ze względu na obawy związane z COVID-19 na trybunach zabraknie fanów z innych krajów. W poniedziałek z kolei dodano, że zrezygnowano też z większości zagranicznych wolontariuszy. Wyjątek stanowić będą osoby o specjalistycznej i eksperckiej wiedzy z zakresu danego sportu.Wspomniana aplikacja ma służyć temu, aby można było monitorować miejsce pobytu posiadacza danego telefonu komórkowego za pomocą technologii satelitarnej. W teorii ma to pomóc w śledzeniu rozprzestrzeniania się koronawirusa. Nie brakuje jednak uwag, że będzie ona skuteczna tylko jeśli ludzie od razu uczciwie powiadomią o swoim stanie zdrowia, by ostrzec innych. Wskazano też, że rozwiązanie przygotowywane przez NTT Communications kosztuje prawie 20 razy więcej niż wcześniejsza, mająca sporo wad aplikacja Cocoa, która służyła do potwierdzenia kontaktu z osobą zakażoną, a była oferowana bezpłatnie w ubiegłym roku Japończykom.Reprezentująca parlamentarną opozycję w Japonii Kanako Otsuji już w lutym oceniła, że aplikacja NTT Communications jest marnowaniem pieniędzy."Czy to jest czas na projektowanie aplikacji dla fanów, kiedy prawdopodobnie nie będzie widzów?" - pytała.Spółka NTT Communications odmówiła komentarza, odsyłając w tej sprawie do rządu.Jest ona znana z bliskich powiązań z władzami kraju. Obecnie jest zaś uwikłana w skandal korupcyjny, który dotyczy urzędników państwowych odpowiadających za telekomunikację.Tokio oficjalnie wyda 15,4 miliarda dolarów na przygotowanie igrzysk, ale kilka rządowych audytów sugeruje, że będzie to co najmniej 25 mld. Większość tej sumy - poza 6,7 mld - to pieniądze publiczne.