Gdyby nie pandemia, to byłaby pani obecnie świeżo po olimpijskim debiucie. Trudno było pogodzić się z decyzją o przełożeniu igrzysk w Tokio? Aleksandra Mirosław: Najtrudniejszy był ten moment zawieszenia, kiedy nie było wiadomo, czy igrzyska się odbędą, czy zostaną przełożone i na kiedy, czy też zostaną całkiem odwołane. Gdy pojawiła się oficjalna informacja, to myślę, że wszyscy sportowcy potrzebowali chwili na ułożenie sobie tego po swojemu, a potem każdy wrócił do treningu i starał się zaadaptować do sytuacji, która wówczas panowała oraz przepracować ten czas jak najlepiej był w stanie. Dodatkowy rok na przygotowanie do tej imprezy może okazać się pani atutem? Czy raczej może być wówczas trudniej niż byłoby tego lata? A.M.: Staram się nie myśleć o tym przełożeniu w kategoriach, czy to dobrze, czy też źle. Wierzę, że trenerzy zrobią wszystko, aby ten dodatkowy rok był na plus. Staram się wyciągnąć z tego same pozytywy. Niektórzy zawodnicy, gdy obowiązywały najsurowsze obostrzenia i trenowanie było bardzo utrudnione, odkryli nowe hobby lub poświęcali czas najbliższym. A pani? A.M.: Na pewno nadrobiłam zaległości w prywatnych sprawach, które wcześniej odkładałam, bo nigdy nie było na to czasu, np. na studiach na AWF w Warszawie. Zaliczyłam wszystkie zaległe semestry, z czego się bardzo cieszę i przystąpię do nowego z czystą kartą. A jak ten okres wyglądał pod kątem treningu? A.M.: Przy najostrzejszych restrykcjach, kiedy praktycznie nie wychodziłam, znaczną część wykonywałam w domu. Miałam też ten plus, że klub przygotował specjalnie dla mnie ścianę. Wszystko było wysprzątane, wymyte, abym mogła ćwiczyć. Klucze miałam tylko i wyłącznie ja oraz mój szkoleniowiec. Chodziło o to, bym mogła mimo wszystko w miarę normalnych warunkach trenować. Potem Państwowa Straż Pożarna, w budynku której mieści się moja ściana do czasówek, również przychylnie spojrzała na moją sytuację i od końcówki kwietnia miałam do niej dostęp. Okresu izolacji więc aż tak mocno nie odczułam. Wspinanie jest sportem bardzo indywidualnym, a ja dodatkowo miałam ten komfort, że w jednostce PSP jestem też dodatkowo właściwie odizolowana od innych. Bardzo się cieszę, że miałam wokół siebie osoby, które znalazły sposób, bym mogła kontynuować przygotowania. Na czym polegał wspomniany trening domowy? A.M.: Trzeba sobie zdawać sprawę, że samo wspinanie stanowi tylko element składowy mojego treningu. Duża jego część to zajęcia na siłowni oraz na świeżym powietrzu - ćwiczenia biegowe czy związane z dynamiką. To dało się z powodzeniem w większości przenieść do domu. W tym była głowa trenerów, by ten czas przepracować jak najlepiej, wiedząc, że do kolejnych startów daleko. Trzeba się było skupić na słabszych stronach i wyciągnąć z tego czasu coś pozytywnego.