Zalewski rozpoczął sobotni występ biało-czerwonych w finale. Potem zaś razem z przejmującą od niego pałeczkę Natalią Kaczmarek obserwował poczynania dwójki pozostałych członków sztafety. Ich czas - 3.09,87 - jest rekordem Starego Kontynentu, a także rekordem olimpijskim. "Słanialiśmy się ze zmęczenia i ledwo głowy mogliśmy podnieść, żeby zobaczyć, co dzieje się na bieżni. Ale Justyna (Święty-Ersetic - PAP) i Kajtek (Duszyński - PAP) świetnie walczyli do samego końca. Jak zobaczyliśmy, że Kajetan wybiega na ostatnią prostą i ma przewagę dwóch-trzech metrów, to od razu wyskoczyliśmy do góry, żeby jak najszybciej do niego podbiec, i cieszyć się razem" - wspominał niespełna 28-letni zawodnik. Gdy do biało-czerwonych zostało skierowane pytanie o to, kiedy uwierzyli, że stać ich na złoty medal, Zalewski wyjaśnił, co się przyczyniło do ich sukcesu. Gdzie i kiedy oglądać Polaków w Tokio - Sprawdź teraz! "Korzystamy z nowej technologii. Mamy nowe kolce, które zdecydowanie - jak widać na treningach - pomagają nam w uzyskiwaniu lepszych czasów. Trenerzy już podczas sezonu halowego widzieli, że dziewczyny, które w tych kolcach wcześniej niż my biegały, uzyskiwały dużo lepsze wyniki. Gdzieś tam świat na początku sezonu nam uciekł, ponieważ my tych butów nie mieliśmy dostarczonych. Dostaliśmy je dopiero na ostatni miesiąc przygotowań. Uczyliśmy się tak naprawdę biegać w nowym obuwiu. Na treningach padały rekordy życiowe, a trenerzy tak naprawdę nie do końca wierzyli w to, co widzieli na stoperach. Musieliśmy się przekonywać, że to rzeczywiście jest prawda. Że to nie stadion jest za krótki, tylko kolce są szybkie. Dlatego myślę, że mogliśmy się spodziewać, że poprawimy rekord Polski sprzed dwóch lat. Myślę, że mogliśmy się spodziewać, że będziemy walczyć o najwyższe cele" - podsumował. Na prośbę dziennikarzy zdradził nieco więcej szczegółów dotyczących nowych butów do biegania. "Są troszeczkę inne niż dotychczas. To inna technologia. Podeszwa jest dużo bardziej twarda, a góra buta dużo bardziej miękka. But trochę inaczej leży na nodze i trochę inaczej przenosi krok biegowy w przód. To zupełnie inne bieganie" - zapewnił. Drugie miejsce w finale zajęli reprezentanci Dominikany, a trzecie Amerykanie. Pierwotnie ekipy z USA miało w ogóle nie być w stawce ze względu na dyskwalifikację w eliminacjach. Złożyła ona jednak protest, który uwzględniono i sztafetę Stanów Zjednoczonych dołączono do listy startowej. "Zdecydowanie lepiej smakuje zwycięstwo z nimi w stawce, po bezpośredniej walce. Cały czas pamiętam sytuację z Birmingham (z halowych mistrzostw świata w 2018 roku - PAP), gdzie ustanowiliśmy z męską sztafetą 4x400 m rekord świata. Amerykanie, którzy z nami przegrali, spuścili głowy i nie chcieli wejść na podium. Mamy to cały czas z tyłu głowy, że nie potraktowali nas wtedy poważnie. Dziś mieliśmy tak naprawdę drugi raz okazję zrewanżować się. Dziś każdy z ekipy USA podszedł do nas i przybił piątkę. Myślę, że czegoś się po tamtej lekcji nauczyli" - podsumował Zalewski. Jak dodał, polska kobieca sztafeta 4x400 m będzie walczyć w Tokio o medal. Inaczej ma się sprawa z męską ekipą. "Mamy odświeżony i odmłodzony skład. My powalczymy o finał, by jak największa ekipa mogła mieć szkolenie w przyszłym roku, stypendium, miała za co trenować i przygotowywać się tak naprawdę na przyszły rok oraz kolejne igrzyska" - wyliczał. Z Tokio Agnieszka Niedziałek