Białoruska lekkoatletka ujawniła w niedzielę, że w związku z krytyką działań władz sportowych swojego kraju została odsunięta od udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Tokio i na tamtejszym lotnisku próbowano zmusić ją do powrotu na Białoruś. Zgłosiła się jednak na policję i w rezultacie nie wyleciała z Tokio. W ambasadzie RP otrzymała polską wizę humanitarną. Polscy dyplomaci zaoferowali jej opiekę i pomoc w podróży do Polski. Zarówno "La Stampa", jak i inne gazety obszernie informują we wtorek o sprawie Cimanouskiej i pomocy, jaką zapewniły jej polskie władze, udzielając schronienia w ambasadzie i przyznając jej wizę humanitarną. Przytaczane są słowa wiceszefa MSZ Marcina Przydacza, który ogłosił, że Polska jest gotowa pomóc Cimanouskiej i że może ona swobodnie kontynuować karierę sportową w Polsce, jeśli taka będzie jej wola. "Corriere della Sera" wyjaśnia, że szykany spotkały biegaczkę dlatego, że sprzeciwiła się białoruskiemu reżimowi. Największa włoska gazeta pisze o azylu zaoferowanym jej przez władze Polski, a także o tym, że mąż zawodniczki wyjechał z Białorusi na Ukrainę. "Ona tylko chciała biegać" - podkreśla "La Repubblica". Dodaje, że krajowa mistrzyni z 2016 roku po udziale w Mistrzostwach Europy w 2018 i Mistrzostwach Świata w 2019 roku przyjechała w wieku 24 lat na swoje pierwsze Igrzyska Olimpijskie. "Była nieznana w Tokio do momentu, gdy nie oskarżyła władz swojego kraju o to, że chcą ją siłą odesłać do kraju" - zaznacza gazeta. Podkreśla, że na rzecz biegaczki zmobilizowały się europejskie rządy, a Polska, Słowenia i Czechy zaoferowały jej azyl. Polska wiza pozwoliła jej "uniknąć przymusowej repatriacji" - zauważa rzymski dziennik. "Cimanouska jest bezpieczna, ale Białoruś pozbawiła się wszystkiego" - podsumowuje sprawę biegaczki dziennik "Il Foglio". Według komentatora gazety "Łukaszenka po to, aby pozostać u władzy gotów, jest pozbyć się wszystkiego ze swojego kraju, a na Igrzyskach pozostał już prawie bez sportowców".