Przydacz powiedział, że Cimanouska, która schroniła się w ambasadzie RP w Tokio, na pewno przyjedzie do Polski w tym tygodniu, ale ze względu na delikatny charakter sytuacji, nie może podać szczegółów. Dodał, że także mąż białoruskiej reprezentantki, który wyjechał na Ukrainę, będzie mógł przyjechać. "Wiem, że jest bardzo zmęczona, to była dla niej bardzo trudna sytuacja, bo grożono jej także psychicznie i nie chciała wracać na Białoruś, bo obawiała się, że zostanie zatrzymana, ale teraz jest bardzo szczęśliwa, że jest w bezpiecznym miejscu, czekając na następny krok, którym będzie lot do Polski" - powiedział Przydacz w BBC4. Odnosząc się po wyjaśnień podawanych przez białoruskie władze jako powód wycofania jej ze startu w igrzyskach, Przydacz przypomniał, że w wielu sytuacjach białoruskie wyjaśnienia nie mają nic wspólnego z prawdą. Podkreślił, że niezależnie od powodu, nie powinna być zmuszana do jechania na Białoruś w sytuacji, gdy obawia się więzienia. Przydacz zapewnił, że Polska nadal będzie udzielać wsparcia Białorusinom, niezależnie od tego, jaka będzie reakcja Alaksandra Łukaszenki na sprawę Cimanouskiej. Gdzie i kiedy oglądać Polaków w Tokio - Sprawdź teraz!"Wspieramy społeczeństwo obywatelskie i wolne media na Białorusi przez ostatnie 30 lat, ponieważ uważamy, że ludzie mają prawo żyć w demokratycznym, niepodległym, suwerennym kraju. Będziemy kontynuować tę działalność razem z innymi krajami w regionie i ze wsparciem Unii Europejskiej. Trudno jest przewidzieć, jaka będzie reakcja Mińska, mam nadzieję, że ostatecznie zrozumieją, że zmuszanie ludzi do wyjazdu jest błędem" - powiedział. Jak przypomniał, gdy w sierpniu zeszłego roku rozpoczęły się protesty na Białorusi, premier Mateusz Morawiecki zapewnił, że każdy obywatel Białorusi, który z powodu sytuacji politycznej nie czuje się pewnie w swoim kraju, może liczyć na wsparcie Polski. Wskazał, że od tego czasu Polska wydała ponad 100 tys. wiz, w tym wizy humanitarne. Wyjaśnił, że Polska jako sąsiad Białorusi i kraj, który ma z nią wspólną historię, czuje szczególną odpowiedzialność za udzielanie pomocy, ale przyznał, że chciałby widzieć bardziej aktywne zaangażowanie innych zachodnich demokracji. "Razem zrobiliśmy wiele szczególnie na poziomie unijnym, nakładając sankcje na Łukaszenkę i jego kolegów, ale także tworząc pozytywny scenariusz planu gospodarczego dla przyszłej demokratycznej Białorusi. Tym, czego chciałbym widzieć więcej, jest finansowe, a nie tylko polityczne, wsparcie dla społeczeństwa obywatelskiego i wolnych mediów" - oświadczył Przydacz. "Stacje telewizyjne i gazety są zamykane, dziennikarze są zatrzymywani i więzieni, więc powinniśmy głośno i jasno mówić nie tylko, że jest to nieakceptowalne, ale że będzie odpowiedź ze strony UE. Sankcje to jedno, ale powinniśmy też pomóc tym ludziom. Jedyna niezależna stacja telewizyjna nadająca po białorusku jest niemal w całości wspierana przez polskich podatników, więc chciałbym, żeby inne rządy również były bardziej aktywne we wspieraniu takich działań" - podkreślił wiceszef polskiego MSZ. Z Londynu Bartłomiej Niedziński