Winnych piątego z rzędu nieudanego olimpijskiego ćwierćfinału z pewnością jest co najmniej kilku, a ich szukanie będzie trwało miesiącami. Całość swoim nazwiskiem firmuje Heynen. Belg to najbardziej utytułowany selekcjoner kadry w XXI w. Sprawił, że w ostatnich trzech latach szyje polskich siatkarzy uginają się od medali. W kluczowym meczu swojej kadencji kluczył i zmieniał skład, ale nie pomógł drużynie. Mimo że Polska cierpi na urodzaj przyjmujących, z Francją nie udało się odnaleźć człowieka, który odciążyłby na lewym skrzydle Wilfredo Leona. Michał Kubiak przez problemy zdrowotne nie był w Tokio sobą, Aleksander Śliwka i Kamil Semeniuk nie przypominali gwiazd Ligi Mistrzów. I nawet jeśli przed igrzyskami wielu z nas wybrałoby do składu dokładnie tę samą czwórkę przyjmujących, trener mistrzów świata powinien widzieć więcej. Dotąd nos Heynena nie zawodził, w Japonii było inaczej. Może w trakcie ćwierćfinału trzeba było zmienić rozgrywającego? Fabian Drzyzga to dwukrotny mistrz świata i lepszego specjalisty od niego na tej pozycji w Polsce nie ma. Ale czasami zmiana może być natchnieniem dla drużyny. Tak zrobił Stephane Antiga w finale MŚ 2014, gdy właśnie za Drzyzgę wszedł doświadczony Paweł Zagumny. Grzegorz Łomacz takim wirtuozem jak Zagumny nie jest, ale akurat jego głównego atutu, czyli dobrej współpracy ze środkowymi, z Francją brakowało. Zmiennik Drzyzgi szansy jednak nie dostał. Podobnie było przed dwoma laty w półfinale ME ze Słowenią, gdy do gry palił się Marcin Komenda. Przywiązanie do wypróbowanych żołnierzy znów nie pomogło Heynenowi. Selekcjoner Francuzów nie miał takich oporów i rezerwowy rozgrywający Antoine Brizard odmienił grę drużyny. Siatkówka. Najzdolniejsze pokolenie bez medalu Belg dostał do dyspozycji najzdolniejsze od lat pokolenie polskich siatkarzy. Ale trzeba je było jeszcze odpowiednio wykorzystać. Heynen robił to świetnie - to on pokazał, że nawet drugi, a może i trzeci garnitur polskiej kadry może ograć Brazylię w meczu o medal Ligi Narodów. Ale może ten związek już się wypalił? Może selekcjoner, który nie przywozi medalu z kluczowej imprezy, powinien pożegnać się z kadrą? Takiej zasady decydenci PZPS-u trzymają się od dekad. Żaden z trenerów kadry w XXI w. nie przepracował z nią więcej niż trzech lat. Ostatnim z dłuższym stażem był Aleksander Skiba na przełomie lat 70. i 80. Dla porównania selekcjoner Francuzów Laurent Tillie pracuje z zespołem od 2012 r. Na razie Heynen ma jeszcze jedną misję do spełnienia - mistrzostwa Europy z finałowymi meczami w Polsce. Dopiero po nich przyjdzie czas na rozliczenia. Następca? Nawet uznane nazwisko nie gwarantuje sukcesów. Ferdinando De Giorgi, poprzednik Heynena, przegrał z kretesem mistrzostwa Europy na polskiej ziemi, choć dysponował podobnym potencjałem kadrowym, co Belg. Wątpliwości unoszą się też nad głowami najstarszych zawodników. Porażka w Tokio z pewnością będzie mieć twarz Kubiaka. Nie dlatego, że to kapitan najbardziej zawiódł - trzeba pamiętać o jego problemach ze zdrowiem - ale dlatego, że to on był sercem tej drużyny. W czasie MŚ 2018 John Speraw, trener Amerykanów, nazwał polską kadrę “teamem Kubiaka". Tak w istocie było i gdy w najważniejszym momencie go zabrakło, drużyna sobie nie poradziła. Nowy zespół trzeba budować wokół kogoś innego. Z kadrą może się pożegnać Piotr Nowakowski, najbardziej utytułowany polski siatkarz XXI w. Nie warto jednak rzucać na stos kolejnych nazwisk. Reprezentacji potrzebna jest ewolucja, a nie rewolucja. Nie po to była budowana przez lata, by Heynen lub jego następca po igrzyskach miał od nowa kopać fundamenty. Mimo egzotycznego wyjazdu do ligi japońskiej Bartosz Kurek udowodnił, że wciąż należy do czołowych atakujących świata. To samo można powiedzieć o Pawle Zatorskim na libero. Świeża krew przyda się na rozegraniu, by mocniej naciskać Drzyzgę, choć akurat na tej pozycji bogata w talenty polska siatkówka wygląda najbardziej ubogo. Pozostali zawodnicy są jeszcze przed 30-tką i powinni liczyć się w nowym rozdaniu. Tworzą najmocniejszą reprezentację Polski w tym stuleciu, ale z najważniejszej imprezy wrócili bez medalu. Niech przełkną gorycz porażki i udowodnią, że nadal stać ich na wiele. Damian Gołąb