Co pani myśli o tegorocznej olimpiadzie, która w dobie koronawirusa odbędzie się bez udziału widzów? Dagmara Wozniak: - Nie trenuję, żeby walczyć przed tysiącem, dwoma czy 10 tysiącami ludzi. Walczę, bo kocham szermierkę i to jest najważniejsze. Jak ocenia pani swoje szanse? Kogo uważa pani za najgroźniejszą rywalkę? - Oceniam je bardzo wysoko. Miałam kontuzję w trakcie kwalifikacji, ale jestem jedną z najsilniejszych psychicznie zawodniczek i na planszy dam z siebie po prostu wszystko. Rywalki? Jest sporo silnych zawodniczek. Wszystkie są groźne, a zwłaszcza Zofia Wielika z Rosji, Ołha Charłan z Ukrainy czy Francuzka Manon Brunet. To jest taki czas, gdzie każdy może wygrać z każdym. Wszyscy mają szansę na wygraną, ale też każdy może przegrać. Jak wyglądały pani przygotowania do igrzysk? - Tym razem przygotowanie wyglądały inaczej niż wcześniej. Z powodu pandemii COVID-19 wiele rzeczy musiałam zmienić. Przez pół roku nie mieliśmy możliwości treningów na sali albo w siłowni, więc dużo ćwiczyłam w domu. Trzeba było też położyć większy niż wcześniej nacisk na przygotowania psychiczne. Kiedy już zostały zniesione restrykcje usiłowaliśmy jak najintensywniej trenować, żeby wszystko nadrobić. Kto jest teraz pani trenerem? - Yury Gelman z mojego klubu Manhattan Fencing Center. Trenuję pod jego kierunkiem od 14. roku życia. Jak wyglądały początki pani przygody z szermierką? - Kiedy miałem 9-10 lat zaczęłam trenować w środowisku Polaków, z Januszem Młynkiem i bardzo jestem za to wdzięczna. Myślę, że rodzice bardziej chcieli, żebym praktykowała język polski i była aktywna, bo jako małe dziecko byłam bardzo wysportowana. Szukali sposobu, żebym mogła dać upust swojej energii. Ćwiczyłam karate, bawiłam się na ulicy z dziećmi. Kiedy mój klub karate został przeniesiony, próbowałam trochę gimnastyki i tenisa, ale nie bardzo miałem do tego chęci. Mój ojciec bardzo się interesował szermierką, bo Polska ma w tej dyscyplinie duże tradycje. Wiedział, że trener jest polski, a w klubie są w większości polskie dzieci, z którymi utrzymuję kontakty do dzisiaj. Kiedy przywiózł mnie na jeden trening szermierki, nigdy już od niej nie odeszłam. Co uważa pani za największy dotychczas sukces sportowy? - Największy sukces sportowy to na pewno brązowy medal olimpijski z Rio de Janeiro w drużynie. Jestem z tego bardzo dumna i mam nadzieję, że będą mogła to w Tokio powtórzyć albo osiągnąć coś więcej. Czy ma pani kontakty z polskimi sportowcami? - Tak. Nie mam kontaktów w innych dyscyplinach sportu, bo szermierka to jest mój świat. Jestem jednak bardzo blisko z polską drużyną szablistek. Poza tym Ola Shelton, dawniej Socha, reprezentowała Polskę, a teraz Amerykę, więc jesteśmy w stałym kontakcie. Jak tylko mam szansę, żeby rozmawiać po polsku, zawsze to wykorzystuję. W Ameryce baseballiści, koszykarze, futboliści czy tenisiści żyją z uprawiania sportu. Jak to wygląda w przypadku szermierzy? - Nie zarabiamy tyle samo co koszykarze, tenisiści czy zawodnicy futbolu amerykańskiego. Szermierka jest jednak także sportem profesjonalnym. Robimy wszystko, co tylko można, żeby się przygotować tak, jak sportowcy w innych dyscyplinach, którzy trenują dwa, trzy razy dziennie. Nie ma za dużo czasu, żeby pracować zawodowo, dlatego bardzo ważni są sponsorzy. Mi pomaga Polsko-Słowiańska Federalna Unia Kredytowa, dzięki której mam finansową stabilność i mogę jednocześnie spokojnie trenować. Jeśli ma się wystarczająco wielu sponsorów, można całą energię poświęcić na sport i współzawodnictwo. Rozmawiał w Nowym Jorku - Andrzej Dobrowolski