Durkacz miał w pojedynku o ćwierćfinał rywalizować z Węgrem Milanem Fodorem, ale zawody przerwano z powodu pandemii koronawirusa. W kategorii 63 kg awans na igrzyska olimpijskie w Tokio wywalczy ośmiu zawodników. "Wszystko szło dobrze, zgodnie z planem. W przeddzień walki Damiana, po porannej serii pojedynków, organizatorzy poprosili, by z każdej ekipy pozostał jeden przedstawiciel i ogłosili przerwanie turnieju" - zaznaczył Przywara.Dodał, że rywalizacja została w pewien sposób "zamrożona"."Tyle, że nie wiadomo, kiedy zostanie dokończona. W efekcie musieliśmy wracać do kraju, co nie było takie proste, bowiem trzeba było szukać samolotu. Ostatecznie się udało" - dodał trener.Podkreślił, że reakcje poszczególnych ekip i zawodników na decyzję organizatorów były różne, w zależności od wyników losowanie.Durkacz swój pierwszy pojedynek wygrał walkowerem z urodzonym w Afganistanie, a startującym w barwach Reprezentacji Uchodźców Faridem Walizadehem."Zawodnicy w Europie przecież doskonale się znają. Każdy wiedział, na czym stoi, jakie ma szanse w kolejnych walkach. Tym niemniej rozczarowanie z przerwania zawodów było widoczne. Mnie było szkoda, bo Damian prezentuje w tym roku wysoką formę, boksuje bardzo dobrze i stawiałem na niego" - ocenił szkoleniowiec.Przywara, jak i reszta ekipy selekcjonera Iwana Juszczenki, został poddany domowej dwutygodniowej kwarantannie."Siedzę w domu, w czwartek sprawdzali mnie policjanci. Zadzwonili, że zaraz podjadą pod dom i mam się im pokazać w oknie. Wyszedłem więc pomachać na balkon. Nie wiem, czy można to brać "na wesoło", bo z chorobą nie ma żartów. Tyle, że dla trenera 14 dni w domu - będzie ciężko" - zakończył z uśmiechem Ireneusz Przywara.Autor: Piotr Girczys