W Tokio Polacy rywalizować będą w sześciu z 10 żeglarskich konkurencji. Aleksandra Melzacka (YKP Gdynia) i Kinga Łoboda (AZS AWFiS Gdańsk) wystąpią w klasie 49erFX, Magdalena Kwaśna (ChKŻ Chojnice) w Laser Radial, Agnieszka Skrzypulec (SEJK Pogoń Szczecin) i Jolanta Ogar-Hill (UKS Wiking Toruń) w 470, Łukasz Przybytek i Paweł Kołodziński (AZS AWFiS) w 49er oraz Zofia Klepacka (Legia Warszawa) i Piotr Myszka (AZS AWFiS) w windsurfingowej klasie RS:X. Biało-czerwonym nie udało się uzyskać kwalifikacji w klasach Laser Standard, 470 mężczyzn, Nacra 17 oraz Finn. "Nieelegancko byłoby powiedzieć, że nie zakładamy zdobycia w Tokio medalu, bo tego oczekują również kibice. Takie są plany i chciałbym, żeby zostały zrealizowane, ale dzisiaj niesamowicie trudno wyrokować i przedstawiać jakieś założenia. Od wiosny 2020 roku kalendarz startów jest bardzo ograniczony i każdy miał problem, aby sprawdzić w jakiej jest formie. Nie wszyscy zawodnicy, nawet jeśli imprezy najwyższej rangi odbywały się, byli w stanie pojawić się na nich" - zauważył Chamera. Kibicuj naszym na IO w Tokio! - Sprawdź Polscy żeglarze mogą liczyć w Tokio na wsparcie licznego sztabu. Szef związku zapewnia, że to efekt świetnej współpracy z Polskim Komitetem Olimpijskim i szefem misji olimpijskiej Marcinem Nowakiem. "To on pomógł tak wszystko poukładać, że każda załoga ma dedykowanego trenera. Na poprzednich igrzyskach musieliśmy wprowadzać różnego rodzaju łączenia, bo jeden szkoleniowiec odpowiadał za dwie załogi. Przepisy określają, że zespół wspomagający może liczyć 50 procent liczby zawodników, a my mamy jeszcze lekarza, fizjoterapeutę i trenera przygotowania motorycznego, który odpowiada także za analizy meteo, jest trener ds. technicznych oraz dyrektor sportowy PZŻ i szef naszej ekipy Dominik Życki" - wyliczył. Rywalizację na olimpijskim akwenie Enoshima zaplanowano od 25 lipca do 4 sierpnia. W igrzyskach weźmie udział 350 żeglarzy, po raz pierwszej w równej liczbie kobiet i mężczyzn. "Te regaty nie są najliczniej obsadzone, ale nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że ich poziom sportowy nie jest najwyższy. Wręcz przeciwnie, to są najtrudniejsze zawody, bo wystartuje w nich elita - wyselekcjonowani i najlepiej przygotowani żeglarze. Wszyscy będą optymalnie wytrenowani, ale jak zwykle w takich imprezach kluczowa będzie dyspozycja dnia i niuanse, które decydują, że jeden zawodnik zostaje mistrzem olimpijskim, a inni wracają do domu bez medalu" - skomentował. Wiceprezydent Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej (World Sailing) podkreślił, że na igrzyskach trzeba będzie żeglować przy maksymalnej koncentracji. W tej imprezie nie ma miejsca nawet na jeden błąd, bo może on kosztować utratę medalu. "Trzeba wygrać rywalizację z samym sobą i być w optymalnej dyspozycji, aby, jak mówimy w slangu żeglarskim, +żeglować jak najszybciej, jak najostrzej, pierwszy do mety+. Wszyscy na linii startu są na równej pozycji i każdy ma szansę wygrać. Daleki jestem też od dywagacji, komu ten akwen sprzyja, a komu nie. Warunki nautyczne w Enoshimie są takie, że każdy znajdzie coś, co mu najbardziej pasuje, w czym czuje się najlepiej" - zapewnił. Prezes PZŻ nie ukrywa, biorąc pod uwagę wyniki z ostatnich lat, że największe nadzieję wiąże ze startem deskarzy, czyli Klepackiej i Myszki. "Poza kobiecą załogą w klasie 49erFX i Magdą Kwaśną, reszta rywalizowała w igrzyskach, plasowała się w czołówce mistrzostw świata i Europy, a presja nie jest im obca. Apetytów narobił nam test olimpijski w 2019 roku, czyli na 12 miesięcy przed oryginalną datą igrzysk, podczas którego na podium stanęli Myszka oraz załogi 49er i 470. Nasza młodzież też nie wypadła sroce spod ogona, potrafi zajmować eksponowane lokaty, wygrywać wyścigi i być wysoko w generalnej klasyfikacji" - przyznał. 50-letni działacz liczy, że biało-czerwoni znajdą się w czołówce olimpijskich zawodów. "W wielu przypadkach, nie tylko wśród polskich sportowców, jest zbyt dużo wyznawców idei barona de Coubertina, że liczy się udział, podczas kiedy kibice oczekują jak najlepszych wyników i domagają się medali. Sam start jest ważny, ale zakwalifikowanie się na igrzyska to jeden z etapów, który cieszy, ale nie daje pełnej satysfakcji. Zawodnicy mają mieć świadomość, że walczą w najważniejszej imprezie swojego życia, a żeby się do niej dostać, musieli wylać hektolitry potu" - dodał. Ten wysiłek mogą jednak w stolicy Japonii zniweczyć nie tyle rywale czy też kontuzje, ile test na obecność koronawirusa. "Tego najbardziej obawia się sportowy świat. Te testy wykonywane są codzienne, bez względu na to, czy dana osoba startuje czy też nie. Znamy przypadki, kiedy testy PCR dawały wynik niejednoznaczny i trzeba je było powtarzać. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i nie chcę o niej myśleć, że za trzy-cztery godziny trzeba wypływać na wodę, a wynik jest niejednoznaczny. Nawet jeśli kolejna próba wykluczy zakażenie, zawodnik nie zdąży na start i nie może liczyć na dopuszczalne w żeglarstwie w wielu sytuacjach zadośćuczynienie" - zaznaczył. Biało-czerwoni mają na koncie cztery olimpijskie medale. Dwa wywalczył Mateusz Kusznierewicz w klasie Finn - złoty w 1996 roku w Atlancie oraz brązowy osiem lat później w Atenach. Ponadto w 2012 roku w Londynie na najniższym stopniu podium w klasie RS:X stanęli Klepacka i Przemysław Miarczyński. Chamera przekonuje, że wiek w żeglarstwie nie odgrywa decydującej roli. Przypomniał, że Kusznierewicz triumfował w Atlancie mając 21 lat, a kiedy Argentyńczyk Santiago Lange sięgał po złoty medal w katamaranach Nacra 17 w 2016 roku w Rio de Janeiro, w dodatku po różnych zdrowotnych perypetiach, liczył 55 lat. "Z kolei amerykańska załoga w klasie 470 z nieżyjącym już wspaniałym załogantem Kevinem Burnhamem, wygrała igrzyska w Atenach w 2004 roku mając razem 89 lat. Żeglarstwo jest sportem, które można uprawiać w każdym wieku. Liczy się tylko przygotowanie, dyspozycja w danym dniu i konkretnym wyścigu, a przede wszystkim wiara, że jestem najlepszy i mogę zwyciężyć" - podsumował. Autor: Marcin Domański md/ cegl/