Włosi są całkowicie odcięci od świata. Zamykane są kolejne lotniska, szkoły, wstrzymywane są wszelkie rozgrywki i wydarzenia sportowe. Europa stała się epicentrum koronawirusa, a oficjalny Twitter igrzysk w Tokio opublikował film, w którym maskotki Miraitowa i Someity wędrują po Starym Kontynencie i odwiedzają kolejne kraje. Sami internauci pytają się w komentarzach po co taka akcja i czy maskotki pojawiają się w kolejnych krajach po to, by ogłosić odwołanie imprezy. "To byłoby jedyne logiczne wytłumaczenie takiego przesłania" - napisał użytkownik "NatsuOtaku". Andrew Zimbalist, znany amerykański ekonomista, uważa, że takie akcje są celowe i przemyślane. W ten sposób organizatorzy starają się podtrzymywać świadomość ludzi i przede wszystkim sportowców, że igrzyska odbędą się w terminie i nie należy spodziewać się ich przełożenia. "To dla wszystkich - MKOl i organizatorów całkowicie nowa sytuacja. Tylko z powodu wojny odwoływano igrzyska. Na razie oni sami nie wiedzą, jakie rozwiązanie będzie najlepsze, a jednocześnie chcą, by sportowcy normalnie się przygotowywali i by byli w formie na imprezie. To także sygnał dla kibiców - przyjeżdżajcie do Tokio, a my zadbamy o wasze bezpieczeństwo" - powiedział Zimbalist. Organizatorzy zareagowali jednak na krytykę i zapewnili, że koronawirus jest również dla nich poważnym tematem. W publikowanych i rozsyłanych newsletterach często poruszany jest ten temat. "Staramy się informować na bieżąco, jak sytuacja wygląda w Tokio i co robimy, by sprawę jak najszybciej rozwiązać" - napisano w oświadczeniu. W samej Japonii zdecydowana większość mieszkańców uważa, że obecnie są ważniejsze sprawy niż rozegranie igrzysk w terminie. "Bardziej martwimy się tym, jakich szkód narobi koronawirus, co stanie się ze szkołami i jaki będzie miało to wpływ na ekonomię. Olimpiada? To teraz nie ma większego znaczenia" - powiedział Yoshio Yoshimoto, 70-letni mieszkaniec Tokio, pytany przez dziennikarza AP. Mimo wszystko Komitet Organizacyjny, minister ds. olimpijskich Seiko Hashimoto, MKOl, a także rząd podtrzymują, że igrzyska rozpoczną się 24 lipca i nie ma mowy o ich przesunięciu czy odwołaniu. "Jeśli myślimy o bezpieczeństwie - swoim, sportowców, kibiców to rozmowa o takiej imprezie nie ma sensu. Uważam, że powinniśmy je odwołać, a o możliwym nowym terminie porozmawiać, gdy epidemia minie. Kto weźmie na siebie odpowiedzialność?" - dodał Yoshimoto. Zwrócił też uwagę na to, że państwo powinno teraz się skupić bardziej na zdrowiu publicznym, a nie na zorganizowaniu za wszelką cenę imprezy sportowej. "Nawet jeśli miałoby to wpływ na ekonomię. Nie ma nic ważniejszego niż zdrowie ludzi" - powiedział. Podobnego zdania jest właściciel sklepu na jednej ze stacji metra. "Jeśli koronawirus nie zostanie opanowany, a igrzyska się odbędą, to będzie katastrofa. Przepraszam, że to mówię, ale uważam, że olimpiada nie powinna być rozgrywana" - podkreślił Kimura. Student jednej z tokijskich uczelni Mimi Okuta zwrócił uwagę, że teraz jest dużo innych tematów, którymi powinno zająć się państwo niż igrzyska. "Szkoły są zamknięte. Wiele kobiet zostało zmuszonych do tego, żeby zostać w domu, ceny idą w górę, gospodarka przeżywa kryzys przez koronawirus, a my rozmawiamy o igrzyskach? Gdzie jest tego sens?" - zaznaczył. We wtorek - jak podała agencja AFP - ma się odbyć specjalna wideokonferencja z udziałem przedstawicieli Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego oraz międzynarodowych federacji sportowych. Głównym tematem mają być właśnie igrzyska w Tokio.