Igrzyska jeszcze się nie rozpoczęły, a już mamy wielką aferę w polskim sporcie. Sześcioro pływaków: Aleksandra Polańska, Dominika Kossakowska, Alicja Tchórz, Bartosz Piszczorowicz, Jan Hołub i Mateusz Chowaniec zamiast trenować przed startem w Tokio lada moment będą z powrotem w kraju. Na miejscu okazało się, że nie mieli "wymaganych uprawnień", czyli nie wypełnili minimów Międzynarodowej Federacji Pływackiej. W największym skrócie okazało się, że Polski Związek Pływacki błędnie zinterpretował przepisy kwalifikacyjne. Sześcioro zawodników według regulaminu nie miała prawa wystartować w zawodach olimpijskich. W kadrze pływackiej panuje rozgoryczenie. Wszyscy podpisali się pod listem domagającym się natychmiastowej dymisji prezesa PZP Pawła Słonimskiego, byłego trenera Otylii Jędrzejczak i Pawła Korzeniowskiego i zarządu związku. Trwa szukanie winnych. Może to jednak nie PZP, a PKOl? To zarząd PKOl zatwierdził kadry. Przepychanki będą trwały długie miesiące, może lata. Co się jednak stało, że doszło do takiej wpadki? Po pierwsze, wygląda na to, że w PZP zabrakło fachowca, który właściwie zinterpretowałby regulamin kwalifikacji olimpijskich. Każdy związek sportowy je otrzymuje i dokładnie analizuje. Niektóre federacje mają od tego zajmujących się tylko tym specjalistów. W razie wątpliwości na dwa lata, rok przed igrzyskami konsultują się z PKOl, ministerstwem. To zła interpretacja regulaminu spowodowała zamieszanie albo po prostu nastawienie, "że może się uda". Po drugie, dla związku liczyła się ilość nie jakość. Polskie pływanie od kilku dobrych lat jest w kryzysie. Złota era pierwszej dekady XXI wieku, kiedy Otylia Jędrzejczak zdobywała medale olimpijskie, Paweł Korzeniowski był o krok od podium, nasi reprezentanci przywozili po kilka medali z mistrzostw świata, minęła. Na mistrzostwach świata w Gwangju w 2019 roku, ostatniej wielkiej imprezie przed Tokio, żaden z Polaków nie zdobył medalu. Tylko dwóch Radosław Kawęcki i Paweł Juraszek wystąpiło w finałach. Tzw. minimum B, które kwalifikowało zawodników do IO w Tokio w sztafetach, to w niektórych wypadkach były wyniki na poziomie mistrzostw Europy juniorów. Nie dawały nadziei na dobry rezultat, nawet w sztafetach. Ale jeżeli była okazja, to dlaczego nie wysłać zawodników na najważniejszą imprezę czterolecia? Po trzecie, w związku zbliżają się wybory. Być może to najważniejszy czynnik, który wywołał aferę. Jak zauważył Marek Plawgo na Twitterze pierwotnie kadra olimpijska w pływaniu liczyła 23 zawodników i 13 osób, z czego tylko jeden fizjoterapeuta. Niewykluczone, że niektóre z nominacji były elementem walki o stanowiska. Jechali ci zawodnicy, których trenerzy, szefowie klubów mogli dać głosy. Prezes PZP Paweł Słomiński zamierza(ł) ubiegać się o reelekcję. Ale afera w Tokio i protest kadry może odwieść go od tej decyzji, a nawet powinien. Olgierd Kwiatkowski