Jako pierwsi z Polaków w niedzielę zaprezentowali się Piotr Kantor i Bartosz Łosiak, którzy pokonali Japończyków Yusuke Ishijimę i Katsuhiro Shiratoriego pewnie 2:0. Pierwszy z reprezentantów gospodarzy, który ma 37 lat, jest legendą japońskiej siatkówki, ale... halowej. Drugi z kolei to weteran "plażówki" - w październiku skończy 45 lat. "To był fajny rywal, by zaadaptować się do gry na głównym boisku, bo nie mieliśmy zbyt wielu okazji, by na nim trenować. Wiemy, że Ishijima ma większe doświadczenie w siatkówce halowej i najlepsze lata ma za sobą, ale fajnie dla japońskiej siatkówki, że tu występuje" - zaznaczył Łosiak. Widać było, że gracz noszący przydomek Gottsu nie spędził większości kariery, grając na piasku. W czasie każdej z przerw w trakcie spotkania oraz przy udzielaniu pomeczowych wywiadów trzymał stopy w.... misce w lodem. Łosiak przyznał, że w niedzielnym spotkaniu w poczynaniach jego i Kantora było trochę nerwowości w związku z tym, że był to pierwszy mecz w turnieju. "Ale ważne jest zwycięstwo" - podkreślił. Duży stres towarzyszył Brylowi, który zaliczył za sprawą wygranego 2:0 spotkania z Marokańczykami Mohamedem Abichą i Zouheirem Elgraouim olimpijski debiut. "Myślałem, że to będzie zwykły stres, ale był zupełnie inny. Pracowaliśmy na ten występ pięć lat. Kiedy wiedzieliśmy już, że się zakwalifikujemy na igrzyska, to przytrafiła się roczna przerwa związana z pandemią COVID-19. To czekanie nie było łatwe. Dziś nie było mi lekko. Napięcie 'puściło' po pierwszym secie" - relacjonował 26-letni zawodnik. Ze zrozumieniem do emocji, które nim targały, podszedł jego partner boiskowy Grzegorz Fijałek. W jego wypadku to trzeci występ w igrzyskach. "Co Michałowi radziłem przed tym spotkaniem? Pamiętam jak przeżywałem swój debiut w Londynie. Łatwo się mówi, ale należy nie starać się robić wszystkiego na 100 procent, bo na pewno tak nie będzie. Stres jest, takie są realia w każdej dyscyplinie. Kto sobie szybciej z nim poradzi, ten wygrywa. Nie wolno myśleć za dużo o tym, co trzeba zrobić, tylko wyjść i to zrobić" - podkreślił 34-letni siatkarz. Przyznał, że niedzielni rywale nie byli przeciwnikiem z najwyższej półki. "Czuliśmy się pewnie i byliśmy skoncentrowani. Krok po kroku budowaliśmy naszą grę. Wiemy już, czym to się je. Michał ma za sobą pierwszy w karierze mecz na igrzyskach. Wiem, że był trochę zestresowany, ale, jak to się mówi - pierwsze koty za płoty" - zaznaczył. Jak dodał, zawodnikom bardzo brakuje kibiców na trybunach w Tokio. "Taki piękny stadion i aż przykro się patrzy, że pusty i nikt nie motywuje nas dodatkowo. Ale co zrobić, mamy zwariowane czasy" - skwitował gracz, który z Mariuszem Prudlem w Londynie dotarł do olimpijskiego ćwierćfinału. Miał on zastrzeżenia do tego, że podczas igrzysk, choć stawka uczestników rywalizacji w siatkówce plażowej jest mniejsza niż podczas choćby turniejów cyklu World Tour, zawodnicy mają znacznie mniej czasu na treningi i swoje osobiste przygotowania do meczów. "Ciągłe pośpieszanie, to jest wariactwo. Jeszcze dobrze, że nam nie każą w maseczkach grać" - stwierdził Fijałek. Kolejne mecze w swoich grupach oba biało-czerwone duety rozegrają we wtorek. Z Tokio Agnieszka Niedziałek