Polacy przegrali 0:2 z Włochami Paolo Nicolai i Daniele Lupo, wicemistrzami olimpijskimi z Rio de Janeiro. "Szkoda tych kilku punktów w pierwszym secie, bo fajnie weszliśmy w mecz i graliśmy swoje. Później, nie wiem czemu, zrezygnowaliśmy z ryzykownej zagrywki, dzięki czemu rywalom łatwiej było kończyć piłki z pierwszego ataku. Nie mogliśmy nic zablokować ani obronić. Takie życie. Daliśmy z siebie na ten moment wszystko. Cieszę się, że dokończyłem ten turniej, bo na początku sezonu nie było dla mnie zbyt optymistycznej wersji" - zaznaczył Fijałek. Jak dodał, dotychczas on i Bryl mieli korzystny bilans w konfrontacjach z włoskim duetem. "Znamy się z nimi bardzo dobrze - wielokrotnie z nimi graliśmy i wielokrotnie z nimi wygrywaliśmy. Można powiedzieć, że zawsze nam leżeli. Widać wyciągnęli wnioski, my zaś zagraliśmy zachowawczo. Szkoda tych szans. Szkoda tych błędów. To są igrzyska - tutaj jak człowiek się zawaha, to kara - niestety - przychodzi szybko" - przyznał. Wspomniany przez 34-letniego zawodnika brak optymistycznej wersji na początku sezonu dotyczył jego kłopotów z barkiem. W maju ubiegłego roku zdecydował się na operację, ale nie zdążył wrócić do formy. Igrzyska olimpijskie w Tokio trwają w najlepsze - Sprawdź już teraz "Jakby sobie policzyć, to w ciągu 12 miesięcy trenowałem porządnie może przez dwa tygodnie. I tak się cieszę, że zagrałem na takim poziomie, na jakim mogłem. Grać bez treningu się nie da. Zwłaszcza w taką pogodę. Ale zrobiłem, co mogłem. Kończę występ w tym turnieju z podniesioną głową" - podsumował. W poniedziałek aura w Tokio była wyjątkowo wymagająca. "Było naprawdę ciężko oddychać - duszno, parno. Pierwszy raz na takie warunki tutaj trafiliśmy. Pod koniec meczu 'zatykało'. Ale rywale mieli takie same warunki. Zadecydowały czysto sportowe, siatkarskie akcje, których nie wykorzystaliśmy w pierwszym secie" - zastrzegł Fijałek. Jak dodał, według wstępnych informacji miał wznowić treningi maksymalnie osiem miesięcy po operacji barku. "Ja dawałem sobie rok, bo wiem jak to jest z lekarzami. Wina nie jest po niczyjej stronie. Mam duże zaufanie do lekarza, który mnie operował. Zrobił, co mógł. Niestety, pojawiły się komplikacje - przykurcz torebki stawowej, który do dzisiaj mi doskwiera. Nie mam pełnego zakresu ruchu w tej ręce" - zwrócił uwagę. Jak dodał, ból ręki mu dokucza, ale zaznaczył, że nie było to przyczyną poniedziałkowej porażki. "Bo tak się czuję cały rok i jestem do tego przyzwyczajony. Gdzieś tam zakłuje, gdzieś tam zaboli, ale o tym się nie myśli na boisku" - zapewnił. Doświadczony gracz zaznaczył, że cieszy się, iż - mimo braku pełnej sprawności - walczył w Tokio. "Cieszę się, że ręka wytrzymała. Dałem z siebie wszystko, a wyszło jak wyszło. Cieszę się, że Michał wytrzymał te emocje, bo to dla niego pierwsze igrzyska. Pokazał, że może grać na najwyższym poziomie. Tylko trzeba wyciągnąć wnioski i te niuanse poprawić" - podkreślił. Fijałek po raz trzeci brał udział w olimpijskiej rywalizacji. Wcześniej dwukrotnie partnerował mu Mariusz Prudel. Dziewięć lat temu w Londynie zajęli piąte miejsce, a w 2016 roku w Rio de Janeiro - 17. Teraz po raz pierwszy wystąpił w imprezie tej rangi z młodszym o siedem lat Brylem. Najnowsze informacje z igrzysk olimpijskich - Sprawdź"Na tych igrzyskach czułem się najlepiej, jeśli chodzi o pewność siebie. Co prawda z ręką nie było najlepiej, ale może to pozwoliło zapomnieć o tych wszystkich innych aspektach siatkarskich i grałem bez presji. Z drugiej strony, gram już kilkanaście lat i zdrowie już szwankuje. Gdybym nie wziął tutaj dwóch blokad, to bym pewnie w ogóle nie zagrał. Co dalej? Życie jest jedno i trzeba się zastanowić" - skwitował. Kilka dni temu jeden z zagranicznych portali podał, że igrzyska w Tokio będą jego ostatnimi w karierze. Zapytany o to w poniedziałek, całkiem jednoznacznie tego nie stwierdził. "Do igrzysk w Paryżu zostały trzy lata - niby tylko, ale jednak to się odczuwa. Jak nie problemy z kolanami, z którymi uporałem się kilka lat temu, to teraz przytrafił się ten bark i tak mnie zdołował, że odechciało mi się grać w siatkówkę. To są igrzyska, dostałem dwie blokady i można powiedzieć, że dostałem nowe życie. W końcu grałem bez takiego bólu jak na treningach. Trzeba się zastanowić, trzeba się cieszyć życiem. Fajnie jest być w czołówce, fajnie jest być trzeci raz na igrzyskach, ale ambicje były trochę większe. Na pewno przez te problemy zdrowotne musiałem trochę stonować i zejść z tego poziomu. Chyba nigdy nie przegrałem tylu meczów co w tym sezonie, ale nie dało się grać lepiej. Chciałem się przygotować na te igrzyska i to się udało" - zaznaczył. Z Prudlem stworzyli pierwszy polski duet odnoszący międzynarodowe sukcesy na większą skalę. "Zbudowaliśmy historię polskiej siatkówki plażowej. Cieszę się, że ten sport rozwija się w kraju. Mam nadzieję, że ta pomoc, którą daję Michałowi, też zaprocentuje, bo ktoś musi przejąć po nas pałeczkę. Wiecznie grać nie będziemy" - dodał z uśmiechem Fijałek. Przyznał, że porażkę w zaciętym ćwierćfinale igrzysk z 2012 roku przebolał już, co wiązało się z przepłakaniem kilku dni. Stwierdził też, że najbardziej żal mu igrzysk w stolicy Japonii. "Bo z Michałem stworzyliśmy fajny duet. W ciągu dwóch-trzech lat weszliśmy na ten najwyższy poziom. Wygraliśmy dwa turnieje, wielokrotnie stawaliśmy na podium, czuliśmy się pewnie i mocni, ale życie to zweryfikowało. Jedna kontuzja, jeden problem przekreślił marzenia" - zaznaczył. Zapytany, czy rozważa zakończenie kariery już teraz lub powrót do gry po uporaniu się z kłopotami zdrowotnymi, zaznaczył, że nie chce na razie się do tego odnosić. "Bo po takim turnieju na gorąco mam tysiąc myśli. Pierwsza decyzja była taka, że na igrzyskach na pewno nie zagram. Mam kontrakt ważny do końca roku. Trzeba zacisnąć zęby i go dokończyć - są jeszcze mistrzostwa Europy i mistrzostwa Polski. Ale teraz jest to dla mnie drugorzędna sprawa. Teraz trzeba ochłonąć i wyciągnąć wnioski, bo przegraliśmy" - podkreślił. Z Tokio Agnieszka Niedziałek