Prezes Kraśnicki podkreślił, że jeden z naszych trenerów został zainfekowany wirusem COVID-19. Chodzi o szkoleniowca kadry narodowej florecistów Stanisława Szymańskiego, który ostatnio wrócił z USA. Dodatkowo nie wszystkim szkoleniowcom udało się wrócić do Polski z zagranicznych zgrupowań. - Decyzja powstała pod wpływem wielu sygnałów z różnych środowisk. Myśmy jako Polski Komitet Olimpijski zawarli swój apel w niedzielę, który przekazaliśmy MKOl-owi. To co jest ważne, to ta decyzja odpowiada oczekiwaniom nie tylko Komitetu Organizacyjnego Tokio 2020, rządu Japonii, międzynarodowym federacjom sportowym, ale też wszystkim, którzy są związani z ruchem olimpijskim - zaznacza prezes Kraśnicki. - Byliśmy przekonani, że MKOl podejmie tak odpowiedzialne decyzje. W minioną środę otrzymaliśmy inne stanowisko MKOl-u, ale w momencie, w którym epidemia rozwinęła się błyskawicznie na cały świat, nie było dla nas najmniejszych wątpliwości, że trzeba igrzyska przełożyć. Z uwagi choćby na fakt, że sportowcy nie mieli warunków do tego, aby trenować, przemieszczać się. Część trenerów do dzisiaj jest za granicą, nie wróciła do Polski, jest też trener, który uległ zakażeniu koronawirusem. Wiele okoliczności wskazywało na to, że igrzyska w pierwotnym terminie nie mogą się odbyć - wskazuje szef polskiego olimpizmu. - Zdrowie i bezpieczeństwo zawodników są rzeczą najważniejsze. Dla całego społeczeństwa ta decyzja jest racjonalna i słuszna. Prezes MKOl-u Thomas Bach miał cztery tygodnie na podjęcie takiego rozwiązania, ale dobrze się stało, że zrobił to wcześniej - uważa prezes PKOl-u. - Musimy teraz, w oparciu o czas, jaki mamy do dyspozycji, wspólnie ze związkami sportowymi, wspólnie z Ministerstwem Sportu stworzyć warunki do tego, abyśmy godnie mogli w przyszły roku wziąć udział w IO - podkreśla Andrzej Kraśnicki.MiBi