Oczywiście zawsze może być lepiej, ale nie ma co wybrzydzać. Te kilkanaście medali, ile nie wiem, bo piszę te słowa po brązie kajakarskiej czwórki dziewcząt a przed sobotnimi startami naszych lekkoatletów, to i tak więcej niż mogliśmy realnie zakładać przed Igrzyskami. Jeśli ktoś myślał inaczej to znaczy, że mało uważnie śledzi to, co dzieje się w sportowym świecie i nie wie jak wielką uwagę do startu w IO przykładają i globalne mocarstwa, i wszystkie inne, nawet te najmniejsze kraje. No bo czy ktokolwiek zwróciłby uwagę na takie Kosowo, gdyby nie dwa złota w pierwszych dniach Igrzysk. Notabene paradoks klasyfikacji medalowej polega na tym, że owe dwa złota plasują Kosowo do dzisiaj wyżej od Ukrainy, która ma już 14 krążków we wszystkich trzech kolorach, ale tylko jeden złoty. Więc krótko mówiąc, każdy się o coś na Igrzyskach bije. Chiny żeby być najlepszym na świecie i wygrać z USA, Wielka Brytania, aby być najlepsza w Europie i wygrać z Rosją, a Kosowo, Bahamy, Bermudy, Litwa czy Mołdawia, żeby w ogóle zaistnieć. Więc każdy medal trzeba wyszarpać, wyrwać i wymęczyć w ciężkim boju z innymi chętnymi. Tym większy szacunek dla naszych sportowców, i to nie tylko dla medalistów, ale i tych, którym do podium zabrakło punktu, dziesiętnych czy wręcz setnych sekundy. A byli tacy. Te czwarte, piąte i szóste miejsca bolą nie tylko sportowców, ale nas wszystkich, bo przecież praca została wykonana i nikt niczego nie zaniedbał a jednak się nie udało. I wtedy mamy w oczach łzy żalu, rozczarowania, niesprawiedliwości losu i poczucie braku wsparcia Wszechmogącego. Tokio 2020 - bądź z nami na igrzyskach olimpijskich! Sprawdź Zresztą płacz, od początku stał się na tych igrzysk znakiem rozpoznawczym naszej reprezentacji. Zaczęło się od Igi Świątek, która nie wiadomo dlaczego obarczona ambicjami całego narodu szybko zakończyła swój start w IO, i długo nie mogła tego przeżyć płacząc na korcie jeszcze po zakończeniu meczu. Jak bobry płakali nasi siatkarze po przegranym ćwierćfinale z Francuzami, choć wyć do nieba powinien przede wszystkim Vital Heynen, bo to on zawalił ten turniej, nie przewidując wcześniej niedyspozycji Michała Kubiaka i marnując nasz gigantyczny siatkarski potencjał z Kamilem Semeniukiem na czele. Płakał Marcin Lewandowski, bo choć był w życiowej formie kontuzja odebrała mu szansę walki o medal. Płakała nasza srebrna oszczepniczka Maria Andrejczyk, ale nie z powodu żalu za utraconym złotem. Rozpłakała się do kamery, kiedy reporter Eurosportu pokazał jej film z nagraniem, jak kibicowano jej walce o medal w rodzinnej miejscowości, w jej szkole. Płakał na lotnisku w Warszawie nasz brązowy zapaśnik Tadeusz Michalik witany przez rodzinę i kibiców. Płakała w telewizyjnym wywiadzie Anita Włodarczyk dedykując swoje zdobyte po ciężkiej kontuzji złoto, wszystkim tym, którzy w nią wierzyli i tym, którzy nie wierzyli.Było tych łez sporo. Łez radości, ale i łez rozpaczy. Łez wypłakanych, mierzonych w minut, a nawet w godzinach. I w Tokio, i w Polsce. Łez, które przywracają wiarę w człowieka, że nie wszystkim, i nie wszędzie rządzi pieniądz i chęć zysku. Że jest taka dziedzina, że jest taka przestrzeń w naszym życiu, gdzie - jak śpiewał John Lennon w nieformalnym hymnie Igrzysk "Imagine" - wszyscy ludzi są braćmi a świat jest tylko jeden. Bo takie były te Igrzyska dla wszystkich. I choć trwały zaledwie kilkanaście dni to jestem pewien, że od poniedziałku będzie nam ich bardzo brakować. Marian Kmita