Damian Gołąb, Interia: Dla pana będą to już trzecie igrzyska. Na turniej w Tokio trzeba było jednak czekać o rok dłużej. To oczekiwanie mocno się dłużyło? Piotr Nowakowski, środkowy reprezentacji Polski siatkarzy: Nie. Wiadomo, jaka sytuacja panowała na świecie. Oczekiwanie dłużyło nam się, gdy nastał pierwszy lockdown, kiedy długo nie mogliśmy nic robić. A to, że igrzyska zostały przesunięte o rok, to żaden problem. Najważniejsze, że w ogóle się odbędą. I miejmy nadzieję, że wrócimy z nich w końcu z upragnionym medalem. Z medalem czy ze złotym medalem? - Oczywiście najlepiej ze złotym medalem. Ale każdy będzie wielkim sukcesem. Wiadomo, że celujemy w złoto. Przede wszystkim musimy się jednak skupić na tym, by odczarować magiczny ćwierćfinał, który od kilku igrzysk nam nie wychodzi. Nie ma pan poczucia, że w kraju oczekuje się właśnie złota? Mniej mówi się o tym, że każdy krążek będzie sukcesem. - Jak każdy sportowiec jakąś presję z zewnątrz czujemy. Nie jest ona jednak duża, nie czujemy żadnej negatywnej energii. Co prawda na Memoriale Wagnera słyszałem jakieś głosy: "przywieźcie medal z Tokio", ale traktujemy to z przymrużeniem oka. Wiemy, co mamy zrobić, po prostu trzymajcie za nas mocno kciuki. Sami narzucamy sobie jednak presję, wymagamy od siebie, bo wiemy, na co nas stać. I sami się, mam nadzieję pozytywnie, nakręcamy, by dać wszystko, co mamy najlepsze. Nie da się grać bez presji, bo jest narzucana od wewnątrz. Ale umiemy już z tym grać. Mam nadzieję, że doświadczenie, które zdobyliśmy na niejednej imprezie, w końcu zaprocentuje na igrzyskach. Reprezentacja Polski siatkarzy. "Wiemy, że mamy godnych następców" Czym różni się Piotr Nowakowski, który w 2012 r. debiutował na igrzyskach w Londynie, od dzisiejszego? Tym, że lepiej radzi sobie z presją? - Właśnie nie. Teraz coraz bardziej nakładam na siebie presję. Wiem, że inni wymagają ode mnie bardzo dobrej postawy, więc myślę o tym, by w każdym meczu zaprezentować jak najwyższy poziom. Każdy błąd biorę bardzo mocno do siebie. Nie wiem dlaczego, ale z wiekiem ta presja wychodząca z wnętrza urosła bardziej niż to miało miejsce wcześniej. Wtedy byłem troszkę młodszy, trochę więcej fantazji wkradało się do mojej gry i postawy. Nie chcę wypominać panu wieku, ale przyznał pan w jednym z wywiadów, że to mogą być dla pana igrzyska ostatniej szansy. Może stąd ta większa presja? - Tak, to też na pewno działa trochę na niekorzyść. Są jednak różne powody tego, że jest możliwe, że te igrzyska będą dla mnie ostatnią szansą. Jeżeli chcę więc uzyskać wewnętrzny spokój, po prostu chciałbym wrócić z medalem i wyczillować. Turniej przełożony o rok sprawił, że w kadrze znaleźli się ludzie, których pewnie rok wcześniej by w niej nie było, jak Kamil Semeniuk czy Łukasz Kaczmarek. Czujecie, że drzwi do kadry otworzyły się trochę szerzej i jest w niej nieco świeżego powietrza? - Mamy ten komfort, że moglibyśmy naprędce sklecić trzy praktycznie równorzędne szóstki, które mogłyby walczyć o medale. W sumie, gdybyśmy zajęli całe podium... Byłoby fajnie. Bardzo cieszy nas, że dołączają do nas kolejne pokolenia. I że pojawiają się też ludzie, którzy mimo nie najmłodszego wieku też nagle się wybijają, jak Kamil Semeniuk. Tym mniej będzie nas bolało, jeśli najstarsza generacja po igrzyskach będzie chciała trochę bardziej odpocząć. Wiemy, że mamy godnych następców. Wracając do meczu zapowiadanego na kluczowy, czyli ćwierćfinału - ma pan jakiegoś wymarzonego rywala w tej fazie? - Nie mam. Będzie to trochę ryzykowne, ale jeśli wygramy grupę, rozegramy ćwierćfinał o godz. 9 rano. A ja bardzo dobrze czuję się rano, więc chciałbym, byśmy zagrali o tej godzinie. Rozmawiał Damian Gołąb