Przed finałowym wyścigiem Myszka zajmował czwarte miejsce. O medal walczył z Włochem Matteo Cambonim i Francuzem Thomasem Goyardem. Cała trójka została zdyskwalifikowana z powodu falstartu. - Wyścig medalowy ma za zadanie wyłonić najlepszych. Z 10 zawodników, trzech popełniło falstart. W takich sytuacjach sędzia ogłasza falstart generalny i wyścig jest powtórzony. Sędzia podjął jednak taką, a nie inną decyzję. Nie będę dyskutował. Nie mam opcji odwołania - powiedział po wyścigu Myszka, przed kamerami TVP. Polski żeglarz tłumaczył, jak widział sytuację na starcie. - Na starcie stoją dwie motorówki w odległości 100 - 150 m i wyznaczają linię startu, której nie widać na wodzie. W momencie startu chodzi o to, żeby być przy tej wirtualnej linii, żeby wystartować do "czystego" wiatru - przyznał. - Wydawało mi się, że wszystko było ok. Widziałem, że sędzia podniósł flagę indywidualnego falstartu, ale myślałem, że chodzi o zawodników, którzy są na końcu. Często zdarza się, że się zjeżdżają i jeden wywozi drugiego. Ja byłem w czystej sytuacji. Jak zobaczyłem, że zdejmują Włocha, to się uspokoiłem. Niestety chwilę później spotkało mnie to samo. Szkoda, bo medal był na wyciągnięcie ręki - dodał. Jaką decyzję podejmie Piotr Myszka? Myszka ma już 40 lat. Cztery lata temu też nie miał szczęścia. Zajął czwarte miejsce. Tym razem zakończył rywalizację na szóstej pozycji. Przyznał, że decyzję o kontynuowaniu kariery podejmie po odpoczynku, którego bardzo mu brakowało. - Ostatnie pięć lat było ciężkie. Teraz wracam do domu, do żony i dzieciaków. Jadę na wakacje. Nie miałem prawdziwych wakacji od 10, czy 15 lat. Potem siądziemy i się zastanowimy, co dalej - zakończył. MPNajnowsze informacje z igrzysk olimpijskich - Sprawdź