Z powodu pandemii koronawirusa zaplanowane w dniach 24 lipca - 9 sierpnia igrzyska w Tokio zostały przesunięte na 2021 rok. Dokładnej daty jeszcze nie podano. Międzynarodowy Komitet Olimpijski, głównie poprzez wypowiedzi jego szefa Thomasa Bacha, długo zapewniał, że do olimpijskiej rywalizacji dojdzie latem tego roku. Szybko rozprzestrzeniający się koronawirus sprawił, że jednak nie ma możliwości zorganizowania igrzysk za cztery miesiące. "Biorąc pod uwagę obecną sytuacją na świecie to dobra decyzja. Chociaż ja tak naprawdę staram się nie myśleć o igrzyskach. Nikt nie wie, kiedy wirus przestanie panować. Nie wiemy, co będzie jutro, dlatego nie mamy 100-procentowej pewności, czy za rok będzie idealnie i czy faktycznie olimpiada się odbędzie" - stwierdził Wawrzyczek. W Polsce reprezentuje on barwy Podbeskidzkiego Towarzystwa Sportowego Janosik Bielsko-Biała i w jego barwach jesienią ubiegłego roku wywalczył tytuł mistrza kraju w wadze do 66 kg. W finale turnieju w Rybniku w zaledwie 12 sekund pokonał Łukasza Golusa z Czarnych Bytom. "Być może odłożenie igrzysk to również szansa dla mnie, żeby spróbować jeszcze raz na spokojnie podjąć walkę o udział w zawodach olimpijskich. Na dziś nie mam kwalifikacji, więc musiałbym zgromadzić sporo punktów w maju i czerwcu. A tak walka zacznie się niemal od początku" - dodał Wawrzyczek, który na liście olimpijskiej zajmuje 54. miejsce z dorobkiem 895 punktów. Do będącego na ostatniej, premiowanej pozycji Kanadyjczyka Jacoba Valois traci 600 "oczek", co przekłada się na jeden finał w Grand Slam lub Grand Prix. Niemal wszyscy judocy na świecie nie mają możliwości trenowania w klubach i reprezentacjach, nie są organizowane zgrupowania itd. Rozgrywanie turniejów międzynarodowych zawieszono na razie do końca kwietnia. A jak wygląda sytuacja w japońskim judo? "Z tego co wiem, treningi odbywają się w miarę normalnie, tak jak przed wybuchem epidemii. Szkolenie prowadzone jest w zamkniętych dla obcokrajowców ośrodkach. Osobiście miałbym możliwość treningów na jednym z uniwersytetów, jednak dla bezpieczeństwa mojej rodziny zrezygnowałem z treningów judo w tym okresie. Ćwiczę głównie na siłowni, najpierw bardzo wcześnie rano, kiedy praktycznie nie ma ludzi, i potem późnym południem. Wtedy też jest niewiele osób" - stwierdził reprezentant Polski. Wawrzyczek podkreślił, że sytuacja na świecie "to nie żarty", tymczasem z jego informacji wynika, że na treningach w Japonii jest nawet po 30-40 osób na jednej sali. "Dlatego powtarzam, że trenowanie z nimi byłoby z mojej strony nieodpowiedzialne i narażałbym swoją rodzinę na zarażenie - dodał Polak, którego partnerka jest Japonką. - Poza tym uważam, że zachowanie wielu Japończyków jest nieodpowiedzialne. Wszystko jest pootwierana, normalnie działa. Chyba w niektórych prefekturach zamknięte pozostają szkoły podstawowe. Moim zdaniem to jak funkcjonują niektórzy ludzie w Japonii sprawia, że droga do skutecznego pokonania wirusa się wydłuży" - podsumował. W wolnych chwilach zawodnik pochodzący z Bielska-Białej uczy się japońskiego. "Język poznałem na tyle, by móc się w miarę swobodnie komunikować w każdej sytuacji. A wracając do przełożenia igrzysk, jeszcze trzy-cztery dni przed decyzją o zmianie na 2021 rok, czytałem tutaj w mediach, że rząd przekonywał, iż olimpiada odbędzie się w letnim terminie już wkrótce" - zakończył brązowy medalista mistrzostw Europy juniorów z 2015 roku. W kategorii seniorów Wawrzyczek zajął m.in. drugie miejsce w Pucharze Świata w Estonii w 2016 roku i trzecie w Katowicach w 2017. W ubiegłym roku podczas mistrzostw świata w Tokio pokonał trzech rywali, a dopiero w walce o ćwierćfinał przegrał z Mołdawianinem Denisem Vieru, późniejszym brązowym medalistą. giel/ cegl/