23-letni Abe jest mistrzem świata z Budapesztu (2017 rok) i Baku (2018), zaś cztery lata starszy Maruyama zwyciężył w MŚ w Tokio (2019). Zgodnie z regulaminem olimpijskim tylko jeden z nich może reprezentować Japonią w igrzyskach we własnej stolicy przełożonych - z powodu koronawirusa - z 2020 na 2021 rok. - Trener japońskiej kadry narodowej Kosei Inoue (mistrz olimpijski z Sydney i trzykrotny mistrz świata w kategorii 100 kg - PAP) zdecydował, że ubiegłoroczni mistrzowie świata w Tokio będą mieli zapewnione miejsce w składzie na igrzyska 2020, jeśli wygrają również Grand Slam w Osace pod koniec 2019 roku. Ta sztuka nie udała się mistrzowi globu Maruyamie, który w finale przegrał z Abe. Dlatego miało dojść do dogrywki - powiedział walczący w tej samej wadze Wawrzyczek. COVID-19 całkowicie pokrzyżował tegoroczne plany judoków. W lutym Abe triumfował w zawodach Grand Slam w Duesseldorfie (Maruyama nie startował), a później z powodu pandemii odwołano niemal wszystkie ważne imprezy w judo. Na 2021 przesunięto turniej olimpijskim. Aby wyłonić swego przedstawiciela w kategorii 66 kg postanowiono zorganizować "wielką walkę" Abe z Maruyamą. Dzień wcześniej obaj zostali przetestowani pod kątem koronawirusa. - Zgodnie z przewidywaniami pojedynek był niesamowicie wyrównany, a trwał rekordowe... 24 minuty. Najpierw regulaminowe cztery, a potem aż 20 w dogrywce. Poziom obu zawodników jest tak bardzo wysoki i wyrównany, że cała walka toczyła się o to, kto wyłapie rękaw i przez to nie było zbyt wielu akcji. Ale emocje wzbudziła ogromne, i dla oglądających, i przede wszystkim dla judoków. To musiał być dla nich wielki stres - przyznał Polak, który podczas MŚ 2019 wygrał trzy walki, a odpadł w 1/8 finału. Hitowe starcie świetnych judoków oglądało prawie 400 tysięcy osób za pośrednictwem japońskiej telewizji i internetu. Abe rzucił Maruyamę na o-uchi-gari i wygrał i to on wystąpi w tokijskich igrzyskach. W składzie będzie też jego 20-letnia siostra Uta Abe, złota medalistka MŚ 2018 i 2019 roku. Co ciekawe, przed dwoma laty w Azerbejdżanie japońskie rodzeństwo sięgnęło po tytuły mistrzowskie tego samego dnia. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! - Wrzawa wokół walki Abe z Maruyamą była niesamowita, mówiono o niej w każdych wiadomościach. To było najważniejsze wydarzenie w japońskim sporcie na zakończenie 2020 roku - przyznał zawodnik PTS-u Janosika Bielsko-Biała. W judo nie brakuje pojedynków rozstrzyganych w dogrywce, tzw. golden score, ale trwają one łącznie zazwyczaj 6-8, czasem 10 minut. 24 minuty, czyli sześć "normalnych" walk z rzędu to coś niewyobrażalnego w judo. Nic dziwnego, że o japońskiej walce eliminacyjnej mówiono na całym świecie. I porównano ją do finału olimpijskiego. - W polskim judo ten pojedynek wzbudził duże kontrowersje i ożywione dyskusje. Trudno się temu dziwić, jeśli spora grupa zawodników i trenerów klubowych uważa, że podczas zgrupowań nie należy przeprowadzać walk sędziowanych, ponieważ zawodnicy się stresują. Patrząc na dokonania japońskich judoków nie śmiem krytykować zasad ich kwalifikacji olimpijskich. Raczej staram się od nich uczyć i podpatrywać. Z pozycji trenera reprezentacji mogę tylko pozazdrościć podobnych "problemów" Japończykom. Mam swoje dużo poważniejsze, których nie rozwiąże jedna, nawet najdłuższa walka - ocenił selekcjoner "Biało-Czerwonych" Mirosław Błachnio. Selekcjoner Japończyków Inoue żałował, że nie może wziąć obu na igrzyska. - Włożyli w walkę swoje serca, poświęcili bardzo dużo, aby dostać się do reprezentacji olimpijskiej. Wiem, że Abe będzie walczył za Maruyamę, a Maruyama wykorzysta to doświadczenie w kolejnych zmaganiach - podkreślił Inoue. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!