Uzbecki pięściarz do igrzysk w Tokio przystąpił już jako podoopieczny Loui DiBelli oraz zawodnik, który stoczył osiem pojedynków na zawodowych ringach w Uzbekistanie i Ameryce. Tuż przed startem olimpijskim znokautował Łotysza Kristapsa Zutisa, zresztą wszystkie swoje zawodowe walki wygrał przed czasem. Świat bokserski mówi o nim w samych superlatywach, jako o zawodniku o ogromnym potencjale i gigantycznym talencie, który niebawem może podbić światowe ringi zawodowe. Już ma sporo milionowych propozycji. A igrzyska olimpijskie to kuźnia późniejszych gwiazd zawodowego boksu. Nawet Andrzej Gołota miał tu brązowy medal w 1988 roku. Wystarczy przypomnieć, że złote medale olimpijskie w najcięższej kategorii zdobywali: Lennox Lewis dla Kanady w Seulu w 1988 roku, Władimir Kliczko dla Ukrainy w Atlancie w 1996 roku, Aleksandr Powietkin dla Rosji w Atenach w 2004 roku, a także Anthony Joshua dla Wielkiej Brytanii w Londynie w 2012 roku. Teraz podobnie ma być z rewelacyjnym Uzbekiem. Tokio 2020. Bachodir Dżałołow będzie gwiazdą? Jako ostatni podczas igrzysk w Tokio wyszedł on do walki o złoto z Amerykaninem Richardem Torrezem i mimo rozpaczy amerykańskiego pięściarza, pokonał go na punkty. Wcześniej zaś przed czasem posłał na deski byłych medalistów olimpijskich: Brytyjczyka Frazera Clarke i Kazacha Kamszybek Kunkabajewa. To robi wrażenie, ale jeszcze większe robi styl walki 115-kilogramowego olbrzyma z Taszkentu, który dla Uzbekistanu wywalczył dopiero pierwszy złoty medal olimpijski w boksie na tych igrzyskach, który w tym środkowoazjatyckim kraju jest sportem narodowym. A przypomnijmy, że w Rio de Janeiro w 2016 roku to właśnie Uzbekistan z trzema złotymi krążkami wygrał klasyfikację medalową w boksie. Wtedy zwyciężali dla niego Hasanboj Dusmatow, Szachobidin Zojrow i Fazliddin Gaibnazarow. Bachodir Dżałołow nawiązał do tych tradycji.