3 sierpnia 2021 roku to ma być dzień przełomu. Odkąd w 1992 roku w Barcelonie wprowadzono ćwierćfinał turnieju olimpijskiego, polscy siatkarze zawsze go przegrywali. Przepadli w kwalifikacjach do zawodów w stolicy Katalonii, cztery lata później w Atlancie zajęli ostatnie miejsce w grupie. Do Sydney znów nie pojechali, toteż porażka z Brazylią w ćwierćfinale w Atenach nie była szczególnie bolesna. Brazylijczycy byli wtedy numerem 1 na świecie, bez trudu wzięli olimpijskie złoto. Tokio 2020. Lozano i inni Zmiana mentalności w polskiej siatkówce nastąpiła w styczniu 2005 roku. Do tamtej chwili drużynę narodową zawsze prowadził Polak. Szefowie PZPS uznali, że dotarli do ściany, dali szansę wszystkim rodzimym trenerom, którzy w przeszłości tworzyli wielkość drużyny narodowej. Trzeba było wyjść poza granice. Wybór padł na Raula Lozano z Argentyny. Udało mi się wtedy do niego dodzwonić. - Stworzymy zespół od nowa szanując tradycję polskiej siatkówki - obiecał. Cokolwiek to miało znaczyć, udało się na mundialu w Japonii w 2006 roku. Drużyna Lozano awansowała aż do finału, choć padła w nim jak mucha pod ciosami Brazylii. Od tamtej porty z zespołem narodowym pracowało sześciu zagranicznych trenerów. Dwóch z Argentyny, dwóch Włochów, Francuz i teraz Belg. Polacy wygrali ostatnie dwa siatkarskie mundiale w 2014 i 2018 roku, a 27 lipca 2019 wzmocnił ich uznawany za najlepszego siatkarza świata Wilfredo Leon. Jeśli jest dyscyplina zespołowa, w której Polskę można nazwać potęgą, to siatkówka męska. Paradoks polega na tym, że na medal olimpijski czekamy 45 lat, od złota w Montrealu legendarnej drużyny Huberta Wagnera. Wagner pracował potem z kadrą jeszcze dwa razy, ale nawet namiastki sukcesu odtworzyć mu się nie udało. - Oglądajcie igrzyska, bo będzie się działo - wykrzyknął Bartosz Kurek w 2012 roku tuż po tym jak polscy siatkarze wygrali Ligę Światową. Kurek był w niej gwiazdą numer 1 i gorąco wierzył w sukces w Londynie. W ćwierćfinale Polacy trafili na Rosję i polegli gładko 0-3. Rosjanie wygrali potem złote medale po dramatycznym finale z Brazylią 3-2. Tokio 2020. Co się należy polskim siatkarzom? Cztery lata wcześniej w Pekinie Polska stoczyła w ćwierćfinale zażarty bój z Włochami. Wtedy była najbliżej strefy medalowej. Piąty set skończył się wynikiem 17-15 dla Italii. Dramat był wielki. Do Rio de Janeiro polscy siatkarze jechali jako mistrzowie świata. I znów marzenia legły w ćwierćfinale po bezdyskusyjnej klęsce 0-3 z Amerykanami. W USA siatkówka ważna jest przede wszystkim na igrzyskach, gdzie gracze amerykańscy dają z siebie 100 proc. W Rio starczyło im to do brązowych medali. 3 sierpnia Polska zagra ćwierćfinał igrzysk w Tokio. Trener Vital Heynen nie chce wybiegać myślą dalej. Choć Wilfredo Leon mówi o złocie, a jego koledzy żyją obsesją podium, bez przełamania bariery niemocy za 12 dni, marzenia nie mają szansy się spełnić. Rywal na pewno będzie bardzo mocny. Ktoś z grupy śmierci, gdzie o cztery czołowe miejsca powalczą Brazylijczycy, Rosjanie, Amerykanie, Francuzi i Argentyńczycy. Trzeba będzie rzucić do walki cały potencjał, by znaleźć się wreszcie w strefie medalowej. Po 45 latach. W Montrealu nie było ćwierćfinałów, wtedy z grupy wychodziły po dwa najlepsze zespoły, by walczyć o podium. Polacy wygrali po 3:2 w półfinale z Japonią i w finale z ZSRR. Z Lozano polscy siatkarze wrócili do światowej czołówki. I to nie był przypadek, ani incydent. Ligę mamy jedną z najlepszych na świecie, ZAKSA wygrała właśnie Ligę Mistrzów. Sukcesy odnoszą juniorzy, a potem wyrastają na gwiazdy. Polska ma prawo czuć się potęgą w tej dyscyplinie. Heynen i jego zawodnicy potwierdzają to w każdym turnieju. Medal w Tokio byłby aktem sprawiedliwości dziejowej, ale jak wiadomo w sporcie coś takiego nie istnieje. Leon, Kurek, Michał Kubiak, Piotr Nowakowski i inni muszą wyrwać pazurami to co im się należy. Gry zespołowe mają w sobie magnetyzm przyciągający miliony ludzi. Polacy należą do nacji, którym siatkówka jest szczególnie bliska. Wielu naszym kibicom rytm igrzysk w Tokio będzie wyznaczał turniej siatkarski. Życzę niezatartych wrażeń. I niech się wreszcie stanie. Dariusz Wołowski