Polacy nie są być może głównymi kandydatami do walki o podium w Tokio, ale obaj są medalistami marcowych halowych mistrzostw Europy w Toruniu. Pod nieobecność w Japonii Adama Kszczota oczy polskich kibiców będę zwrócone na nich, a oboje mają atuty pozwalające myśleć o walce o olimpijski finał. Dobek jest rewelacją sezonu. Gdyby rok temu ktoś powiedział, że specjalista od 400 m ppł zostanie halowym mistrzem Europy, a latem uzyska świetny czas 1.43,73, to niewielu by uwierzyło. To wszystko stało się jednak rzeczywistością, a z dobrze poinformowanych źródeł słychać, że Dobka stać już teraz nawet na rekord kraju i czas na poziomie 1.42,50. "Nie nakładam na siebie żadnej presji i staram się nie wybiegać myślami za bardzo w przyszłość. Robię to, co mówi mi trener Zbigniew Król. Ufam mu, a nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Sam jestem ciekaw, na co może mnie być stać w Tokio" - mówił jeszcze przed wylotem do Japonii Dobek. Nie chciał wprost odpowiadać na pytanie o to, czym sam siebie widzi w gronie kandydatów do walki o medal w Tokio. Jego czas jest siódmym w tym roku na świecie, ale kibice wiele razy przekonali się, że rywalizacja olimpijska rządzi się swoimi prawami. Biegi wcale nie muszą odbywać się w rewelacyjnym tempie, a końcówka to "broń atomowa" byłego płotkarza. Kibicuj naszym na IO w Tokio! - Sprawdź Tokio 2020. Borkowski: Jestem podekscytowany igrzyskami Świetnym finiszem dysponuje także drugi reprezentant Polski Mateusz Borkowski. "Jestem niezwykle podekscytowany faktem bycia na igrzyskach. Wioska olimpijska, a szczególnie stołówka robi na nas wszystkich ogromne wrażenie. Jest ogromna, a wybór potraw świetny. Chodzimy więc najedzeni (śmiech)" - powiedział. On sam, jak i reszta lekkoatletycznej rodziny są w świetnych nastrojach. "Wczoraj witaliśmy w wiosce olimpijskiej nasze medalistki w wioślarstwie. Ich sukces dodał nam wszystkim pozytywnej energii. Mam nadzieje, że nasza lekkoatletyczna reprezentacja udowodni na co ją stać i worek z medalami biało-czerwonych będzie tylko rósł i rósł" - dodał. W trakcie obozu w Zao Bodairze Borkowski miał zaledwie kilka mocniejszych akcentów treningowych. Głównie regenerował się, odpoczywał, łapał dystans do zakończonej już części sezonu, w której dość długo musiał walczyć o olimpijską nominację. "Ostatni sprawdzian na 600 m wyszedł bardzo dobrze. Mogę się pochwalić, że nieoficjalnie poprawiłem rekord Polski. Pobiegłem 1.14,16. To świetny prognostyk. Jasne, że to tylko teoria, ale na 800 m może się to przełożyć na 1.43,80-1.44,00. Stać mnie na taki rezultat. Tego jestem pewien" - podkreślił Borkowski. Tokio 2020. "Atmosfera jest świetna" Przyznał, że był już na rekonesansie stadionu olimpijskiego. "Wczoraj na nim byłem. Obiekt robi wielkie wrażenie. To ogromny stadion. Żal tylko, że nie będzie kibiców. Całość jest zamknięta, więc chyba w ogóle nie będzie wiało. To duży plus. Nie mogę się już doczekać sobotniego startu. Stres jest duży, bo to igrzyska olimpijskie. Nie nakładam na siebie jednak presji. Chcę zrobić swoje. Na ile to wystarczy? Zobaczymy. Jeżeli dziś zaproponowałbyś mi scenariusz, w którym ja i Patryk wchodzimy do olimpijskiego finału, to biorę to w ciemno (śmiech)" - dodał. Borkowski przyznał, że ciągłe chodzenie wszędzie w maskach przy wysokich temperaturach panujących w Tokio nie jest komfortowe. Niewiele można na to poradzić, bo Japończycy są w swoich wymogach bardzo konsekwentni. W wiosce olimpijskie mieszka w pokoju ośmioosobowym, który jest podzielony na mniejsze cztery części. Tak jak na obozie w Zao Bodaira jego współlokatorem jest tyczkarz Paweł Wojciechwski. "Atmosfera jest świetna. Chcemy jako wielka rodzina lekkoatletyczna zaprezentować się z bardzo dobrej strony w Tokio. Trzymajcie za nas kciuki" - powiedział Borkowski. Mininimum na 800 m ma także Marcin Lewandowski, ale on w Tokio chce powalczyć o medal na 1500 m, do czego przygotowywał się przez ostatnie sezony. Tomasz Więcławski (PAP)