W środę odbędzie się ślubowanie pierwszej grupy polskich zawodników, a dzień później większość z tego grona poleci do Japonii na zgrupowania poprzedzające start w igrzyskach. Nowak wyruszy do Tokio we wtorek. - Pierwsze działania na miejscu są tak naprawdę najtrudniejsze. To tzw. finalne zgłoszenia sportowe. Całą dokumentację, którą zbieraliśmy przez wiele miesięcy od sportowców z finalnymi zgłoszeniami do poszczególnych konkurencji musimy mieć ze sobą w oryginałach. Wszystkie porozumienia, wszystkie dokumenty niezbędne do tego, żeby zawodnik tym olimpijczykiem tak naprawdę mógł się stać. Jest to żmudny wielogodzinny proces. Każdego zawodnika i osobę współpracującą musimy po kolei zweryfikować pod kątem poprawności pisowni, wszystkich danych paszportowych itp. - relacjonował. Przyznał, że dokumentacja ta mieści się w kilku segregatorach. Kolejnym krokiem będzie odbiór wioski olimpijskiej. - Czyli pomieszczeń dedykowanych polskiej reprezentacji. Mamy blisko pięć pełnych pięter. Sprawdzimy, czy wszystko jest na miejscu. Przede wszystkim, czy spełnia warunki, by sportowców tam wpuścić. Jeśli nie, to sami będziemy musieli te warunki poprawić. W Rio de Janeiro chociażby misja olimpijska musiała wioskę olimpijską po prostu posprzątać. Mamy nadzieję, że Japończycy nam trochę odejmą tej pracy i będzie czysto. Potem czeka nas żmudna praca, jaką jest umiejscowienie poszczególnych zawodników też trochę według ich upodobań i preferencji. Oczywiście, każdego życzenia nie spełnimy, ale postaramy się, by spędzili komfortowo ten czas. Wdrożymy się więc na kilka dni w taką recepcję hotelową - podsumował z uśmiechem. Pierwsi polscy sportowcy mają dotrzeć na miejsce między 17 a 18 lipca. Szef misji zapewnił, że nastroje wśród biało-czerwonych są bardzo dobre. - Czekali na to tak naprawdę pięć lat, a niektórzy całe życie. Z informacji przekazywanych nam przez związki sportowe wynika, że forma jest, w większości przypadków zdrowie też. Liczymy jeszcze na ten potrzebny zawsze w sporcie na koniec łut szczęścia - dodał. Ceremonia otwarcia odbędzie się 23 lipca, a ze względu na pandemię ograniczona będzie liczba jej uczestników. Nie będzie dotyczyć to jednak sportowców. - Oczywiście, zawodnikom nikt tego nie odważy się tego zabrać. Każdy z nich, kto w danej chwili będzie w wiosce olimpijskiej, ma prawo iść na ceremonię otwarcia. My oczywiście nie rekomendujemy tego tym, którzy mają start następnego dnia albo nawet dwa dni później. W niektórych sportach decyzja musi należeć tylko i wyłącznie do zawodnika i jego sztabu szkoleniowego - zaznaczył Nowak. Igrzyska w stolicy Japonii przełożono o rok z powodu koronawirusa. - Uważam, że każdy tydzień i miesiąc daje nam pewną naukę. Po pierwsze, przybywa zaszczepionych, a po drugie, ludzie nauczyli się nie tylko żyć z COVID-19, ale i zapobiegać oraz uważać. Ryzyko jest ograniczone, aczkolwiek istnieje. Z Polski przyleci dobre kilkaset osób. Ciężko wyrokować, że liczba wykrytych zakażeń będzie wynosić 0. Zdaje się, że jednak jakieś przypadki mogą być. Rekomendujemy mocno wszystkim członkom naszej reprezentacji, by przed wylotem może nie siedzieli cały czas w domu, ale maksymalnie izolowali się od świata zewnętrznego. Niepotrzebne spotkania lepiej poodwoływać. Czy COVID-19 będzie reżyserem tych igrzysk? Nie. Wierzę, że będą nim sami sportowcy, a koronawirus może grać rolę epizodyczną, mówiąc językiem filmowym - podkreślił olimpijczyk z Sydney i Pekinu. Przyznał, że zbliżające się igrzyska będą inne niż wszystkie poprzednie. - W wielu sportach być może w jakiś sposób wypaczające wynik sportowy. Spowoduje to na pewno sporo niespodzianek. Natomiast ja ciągle wierzę, że wygrają najlepsi i że będą nimi Polacy - skwitował. Zobacz nasz codzienny program o Euro - Sprawdź! Przyznał, że spotkań zawodników będzie mniej, choćby przez to, że nie będzie w wiosce olimpijskiej pomieszczeń socjalnych. - Sami sportowcy będą też pewnie tego unikali. Ale liczę, że każdy będzie trzymał kciuki za kolegów z reprezentacji - zaznaczył szef misji. Nie zgadza się on z pojawiającymi się wciąż opiniami, że Japończycy z powodu pandemii tak naprawdę nie chcą tych zmagań olimpijskich. - Gdyby faktycznie tak było, toby ich nie zrobili. Cały czas powtarzam, że gdyby ta sytuacja spotkała jakikolwiek inny kraj na świecie, to do tych igrzysk by nie doszło. Chylę czoła przed Japonią i tamtejszym rządem, że podjęli się tego zadania - dodał. Na pytanie o prognozę dotyczącą dorobku medalowego Polaków w Tokio stwierdził, że pozostanie przy swoim typie sprzed ponad dwóch lat, gdy wskazał 15 krążków. - Teraz funkcjonujemy w trochę innym świecie, ale co się będę wycofywał. Trzeba być odważnym. Wierzę, że to się uda - stwierdził. Według ogólnych szacunków średnio ponad 2 miliony złotych kosztowało przygotowanie jednego polskiego olimpijczyka do występu w Tokio. - Trudno powiedzieć, czy to dużo. Zależy, w jakich kategoriach mówimy. Są sporty wymagające nakładów finansowych i takie, w których przygotowania mogą być przeprowadzone w sposób bardziej ekonomiczny. Trzeba wziąć pod uwagę, jaką promocję dla kraju to stanowi i że daje ludziom żar nadziei, zwłaszcza w tym postpandemicznym świecie. (...) Myślę, że to liczenie pieniędzy nie ma sensu. Jeśli chcemy rywalizować z najlepszymi, to musimy naszym sportowcom zapewnić jak najlepsze warunki przygotowań. I takowe mają. Chyba nikt nie może na komfort przygotowań narzekać. Zwłaszcza w tym postpandemicznych świecie w zasadzie byli w uprzywilejowanej sytuacji w porównaniu z niektórymi obszarami świata, gdzie ośrodki przygotowań były zamknięte - argumentował. Zarząd Polskiego Komitetu Olimpijskiego we wtorek zatwierdził 215-osobowy skład reprezentacji Polski na igrzyska w Tokio, które potrwają od 23 lipca do 8 sierpnia. Nie możesz oglądać meczu? - Posłuchaj na żywo naszej relacji!