"To nie jest żadna zagrywka z mojej strony. Współpraca z Tomkiem jest zakończona. I nie znam jednego konkretnego powodu, dla którego nie udało się związkowi porozumieć z trenerem. Prawda jest jednak taka, że od lat nie było im po drodze" - zaznaczył. I - jak to określił - balon w końcu pękł. "Szkoda, że na pół roku przed igrzyskami, bo chyba gorszego momentu być nie mogło. Mam żal - do związku, do brata, pewnie też trochę do siebie. Na początku był szok i zastanawianie się, co dalej. Teraz otrząsnąłem się z tego i próbuję znaleźć jakieś rozwiązanie. Wiem jedno - sam trenować nie mogę" - przyznał. Nie jest tajemnicą, że konflikt między Tomaszem Lewandowskim a PZLA trwa od lat. Związkowi nie podobało się m.in. to, że trener nawiązał współpracę z zawodnikami z innych krajów. "Nie będę tego roztrząsać, ale prawda jest taka, że najlepsze w karierze wyniki zacząłem robić właśnie wtedy, gdy dołączył do naszej grupy Jakub Holusa. Jeśli chce się biegać na światowym poziomie, trzeba mieć też najwyższej klasy partnerów na treningach" - wskazał Lewandowski. Zapewnił też, że w całej tej sytuacji pieniądze odgrywały drugorzędną rolę. "Tomek i PZLA? To są lata wojny. Nie będę stawał po niczyjej stronie. Wina jest gdzieś po środku. PZLA jako jednostka MSiT powinien starać się zapewnić idealne warunki treningowe zawodnikowi. Wiem też, że Tomek nie jest święty, ale czy to jest normalne, że PZLA wypuszcza z rąk jednego z najlepszych trenerów na świecie i pozostawia zawodników, którzy mieli walczyć o medale igrzysk bez opieki? To chyba tak nie powinno wyglądać i o to mam największy żal. Związek nigdy nie powinien był dopuścić do takiej sytuacji" - dodał. Teraz - jak przekazał - PZLA stara się znaleźć jakieś rozwiązanie i zminimalizować straty. On sam jest w stałym kontakcie z władzami federacji, ale... "Jest już chyba za późno na łatanie czegokolwiek. Mleko się rozlało. A ja ciągle będę podkreślał, że nigdy do takiej sytuacji nie powinno było dojść" - nadmienił. Jeszcze przed miesiącem eksperci i kibice w ciemno wymienialiby Marcina Lewandowskiego jako tego, który z polskiej ekipy ma w biegach największe szanse na medal olimpijski w Tokio. Zresztą on sam od lat powtarzał, że jego celem jest podium igrzysk 2020. Projekt, który rozpoczął wiele lat temu ze swoim bratem, teraz runął. W połowie stycznia okazało się, że Polski Związek Lekkiej Atletyki nie porozumiał się z Tomaszem Lewandowskim. Rozmowy zostały ostatecznie zerwane, a to oznaczało, że czterech polskich czołowych lekkoatletów pozostało bez trenera. W tym także jego brat Marcin. Wydawało się, że właśnie oni - mimo konfliktu na linii związek-trener - powinni się porozumieć. W końcu bracia. Ale nie tylko. Talent Marcina Lewandowskiego rozkwitł właśnie pod okiem Tomasza. Jako pierwsi odważyli się na zgrupowania w Kenii, Etiopii czy Maroku. Eksperymentowali i to dawało znakomite rezultaty - rekordy Polski, 14 medali imprez mistrzowskich. Ciągle jednak powtarzali jedno - celem jest podium w Tokio. "Jeszcze w grudniu dałbym sobie rękę uciąć, że od początku do końca mojej kariery trenerem będzie Tomek. Nigdy nie rozważałem innego scenariusza. Były lepsze i gorsze chwile, ale zawsze byliśmy nierozłącznym duetem. Ja biegałem, całkowicie się podporządkowałem, ufałem. Tomek był od tego, by dobrać trening, zadbać o starty, przygotować formę. To się sprawdzało przez lata" - opowiadał Lewandowski, halowy wicemistrz świata na 1500 m z Birmingham (2018). Życie napisało jednak inny scenariusz i od dwóch tygodni nie trenuje już pod okiem brata. Są wprawdzie na tym samym zgrupowaniu w RPA, ale zawodnik treningi rozpisuje sobie sam i sam je realizuje. Takie rozwiązanie nie jest jednak dobre na dłuższą metę, o czym on doskonale wie. "Może zabrzmi to dziwnie, ale ja nie jestem typem zawodnika, który analizuje trening, zastanawia się, po co coś robi i jaki ma być tego efekt. Od tego był Tomek. Zawsze. Tym trudniejsza jest moja sytuacja" - przyznał. Lewandowski już wie, z kim chce podjąć współpracę. Nazwiska jeszcze podać nie chce, bo najpierw chce porozumieć się ze związkiem. To polski szkoleniowiec. "Na pół roku przed igrzyskami trudno będzie mi komukolwiek zaufać, ale teraz chcę maksymalnie zminimalizować straty. Nie mam zamiaru wiele zmieniać w treningu. Obozy mam już rozpisane, ale potrzebuję kogoś, kto nie tylko zadba o mój trening, ale i całą logistykę" - zauważył. Lewandowski nie wie nawet, jak zaplanować sezon halowy. "Cel mam nadal jeden - medal igrzysk i na tym muszę się skupić. Nie wiem, co będzie ze startami w hali. Kilka razy chciałbym się pojawić na bieżni, ale nawet o to zawsze dbał Tomek" - powtórzył. PZLA w tym momencie nie chce komentować sytuacji. Dyrektor sportowy Krzysztof Kęcki przekazał tylko PAP, że związek zna plany Lewandowskiego i w najbliższych dniach ma dojść do rozmów celem omówienia szczegółów. Z Tomaszem Lewandowskim w sprawie dalszych treningów porozumiał się jedynie dwukrotny wicemistrz świata w biegu na 800 m Adam Kszczot. Wicemistrzyni świata w sztafecie 4x400 Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka przeszła pod skrzydła Iwony Baumgart, a mistrzyni Europy na 1500 m z Amsterdamu (2016) Angelika Cichocka będzie trenować pod okiem swojego męża Tadeusza Zblewskiego. Autor: Marta Pietrewicz