Różnie w sporcie układają się losy rodzinnych duetów. Nie wszyscy zawodnicy najlepsze wyniki osiągają trenowani przez rodziców. Jarosław Skrzyszowski jednak doskonale zna swoją córkę Pię i umie oddzielić życie rodzinne od spraw zawodowych. Bo lekka atletyka dla 20-latki z Warszawy to już zawód. Trudno by było inaczej w przypadku zawodniczki, która w tym sezonie uzyskała na 100 m ppł już 12,77. "U nas role rodzinne i sportowe nie mieszają się. Myślę, że to dobre połączenie. Mamy do siebie luźny stosunek. Wiemy, co chcemy osiągnąć. Dogadujemy się bez problemu. Na treningach skupiamy się na pracy, a poza nimi tata jest tatą" - powiedziała PAP Skrzyszowska. W tym roku podczas mistrzostw Polski w Poznaniu młodziutka zawodniczka sięgnęła po dublet. Wygrała swoją koronną konkurencję, a także płaskie 100 m. Zarówno Pia, jak i jej tata nie należą do osób, które owijają w bawełnę. Oboje są zgodni, że wynik 12,60 w Tokio jest możliwy. "Nie ma co jednak o tym gadać, a trzeba pobiec. Cele stawiam sobie proste. Najpierw przejść eliminacje, a później walczyć w półfinale" - wskazała zawodniczka. Skrzyszowski przyznał, że najważniejsza dla jego córki w Japonii będzie nauka, oswojenie się z tak dużą imprezą. "Nauka nie oznacza jednak, że nie będzie walki" - powiedział PAP szkoleniowiec. Rezerwy bez wątpienia są w treningu siłowym. "Gdy widzę filmiki na social mediach, które wrzucają moje rywalki z bieżni, to pytam się sama siebie, jak to możliwe. Jestem dużo z tyłu z tymi ciężarami. Tata prowadzi mnie tak, aby tej bazy, którą robimy teraz wystarczyło na wiele lat. (...) Rezerwy są też w technice. Jestem taką trochę perfekcjonistką, więc chcę zadbać o każdy detal. Nie jest tak, że nad płotkami popełniam jakieś wielkie błędy, ale bez wątpienia mogę to robić lepiej, skuteczniej. (...) Na treningach czasami chcę więcej i więcej, ale tata mówi - spokojnie, zrobimy to następnym razem" - dodała Skrzyszowska. Świetne sportowe geny i wielki talent 20-latki z Warszawy są w środowisku lekkoatletycznym tematem znanym od dłuższego czasu. Jej rodzice trenowali lekkoatletykę. Tata był medalistą mistrzostw Polski w sztafecie 4x100 m, a mama Jolanta Bartczak - brązową medalistką halowych mistrzostw Europy w skoku w dal. "Pia jest fantastyczną dziewczyną, świetną córką, a przy tym pokazuje, że jest sportowcem o ogromnym potencjale. Super, że jest najlepsza w Polsce, ale to pokazuje chyba też, że troszkę można pomyśleć o dalszej perspektywie, czyli o Europie, świecie. Pewnie igrzyska to będzie raczej nauka, ale z walką. Oczekuję, że niebawem to będzie bieganie na światowym poziomie, choć trudno powiedzieć, że teraz takie nie jest. (...) Nazywam ją czasem rekinem albo bulterierem, który jak poczuje krew, to nie odpuści. Jak bulterier złapie kość, to też jej nie odda. Pia gdy startuje i czuje, że jest w dobrej dyspozycji i może powalczyć, to raczej nie wypuszcza szansy z rąk. Szczególnie jest to widoczne, gdy biega z zawodniczkami teoretycznie lepszymi od siebie" - ocenił Skrzyszowski. Kibicuj naszym na IO w Tokio! - Sprawdź W tym też upatruje szans córki na dobry rezultat w Tokio. Presja, nerwy - to słowa, które nie występują w słowniku młodej lekkoatletki. Ona nie ma kompleksów i nie boi się rywalizacji z teoretycznie silniejszymi rywalkami. "Istotne było to, że na początku swojej kariery trenowała z Przemysławem Radkiewiczem, kiedyś bardzo dobrym skoczkiem, olimpijczykiem - 2,30 wzwyż. Tak naprawdę on trenował z nią lekkoatletykę. Robiła siedmiobój, wiele różnych konkurencji. Dotknęła wszystkiego prawie w lekkoatletyce. To spowodowało, że zrobiła się sprawniejsza, bardziej świadoma, ale też to było przygotowanie podbudowujące pod specjalistyczny trening, który my zaczynamy powoli wprowadzać" - powiedział trener. Pytany o to, na jaki rezultat stać jego córkę w Tokio nie odpowiedział wprost. "Wynik 12,60 nie jest czymś nieosiągalnym niebawem. Gdyby tak zdarzyło się w Tokio, to wydaje się, że to mógłby być finał" - ocenił. Olimpijska rywalizacja lekkoatletów rozpocznie się w piątek.