W wyniku nieprawidłowości formalnych w zgłoszeniach do olimpijskiego startu w Tokio nie mogą wystartować: Hołub, Aleksandra Polańska, Dominika Kossakowska, Alicja Tchórz, Bartosz Piszczorowicz i Mateusz Chowaniec. W sobotę podano oficjalną informację o usunięciu ich z ekipy "Biało-Czerwonych", a w niedzielę cała szóstka zameldowała się w Warszawie. Jan Hołub: Związek był nieprofesjonalny "Sytuacja jest dość przykra. Mówiąc wprost, trochę zostaliśmy oszukani przez nasz związek. Zachował się nieprofesjonalnie. Z tego co wiem nie ma w tym momencie w naszym związku nikogo, kto zajmuje się regułami i tak dalej. Była taka osoba - pan Jerzy Kowalski. On został zwolniony, nie do końca wiadomo, dlaczego. On był zorientowany, a teraz takiej osoby nie ma, no i z tego rodzą się takie sytuacje" - powiedział 25-letni Hołub dziennikarzom na warszawskim lotnisku. "Związek wysyłał do FINA zapytania dotyczące naszej sytuacji - czy możemy wystartować, czy nie. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, więc z tego punktu widzenia jest w tym też trochę winy FINA. Związek, zarząd, prezes zdecydowali, że wyślą nas większej liczbie do Japonii i wyszło tak jak wyszło" - relacjonował. Próba interwencji Polskiego Komitetu Olimpijskiego w MKOl, Komitecie Organizacyjnym igrzysk oraz Międzynarodowej Federacji Pływackiej (FINA) okazały się nieskuteczne. Japońscy organizatorzy oraz FINA nie zgodzili się, by wobec błędnej interpretacji przepisów kwalifikacyjnych przez Polski Związek Pływacki i zgłoszenia zawodników z wypełnionym jedynie minimum B dokonać zmian na listach startowych. Tokio 2020. Hołub: PZP nie uderzył się w pierś Hołub uważa, że pismo, które zostało w międzyczasie skierowano do FINA, było napisane roszczeniowym językiem, a sformułowanie go w innym tonie mogło przynieść lepszy efekt. "Nie widziałem tego pisma, ale wiem, w jakim tonie zostało napisane. Związek nie uderzył się w pierś, raczej przyjął postawę, że 'to nie my popełniliśmy błędy, tylko wy'. FINA oczywiście się wkurzyła, odpisała, że nie ma takiej możliwości. Potem był ruszony PKOl, MKOl, pozwolono nam wymienić tych zawodników. Ja byłem na liście oficjalnie dopuszczonych do startu, ale wiadomo, że to jest sport i trzeba sobie jasno powiedzieć, że są ważni i ważniejsi. Bez Janka Kozakiewicza nasza najlepsza sztafeta - 4x100 st. zmiennym - nie miałaby czego szukać" - tłumaczył Hołub. Przyznał, że jest mu przykro z powodu tej sytuacji, ale "to nie jest koniec świata". W najbliższych dniach zamierza odpocząć, a potem wrócić do treningów. "Trzeba sobie to wszystko w głowie poukładać. Pięć lat temu byłem 'pierwszy, który nie pojechał' do Rio de Janeiro, teraz już byłem tam, już bliżej się nie dało. Mam nadzieję, że za trzecim razem, do Paryża, już mi się uda pojechać. Są osoby w naszej kadrze, które znacznie bardziej to przeżyły ode mnie. Ja jestem już bardziej dorosłym zawodnikiem, mam swoją wspaniałą dziewczynę, to jednak umila powrót do domu. Bardzo chciałem wystartować, bo po Rio był niedosyt, ale trochę wyszło niefajnie" - kontynuował. Nie ukrywał także, że nie ma już zaufania do Polskiego Związku Pływackiego. "Tak jest już od lat, praktycznie co roku dzieje się coś, co podkopuje zaufanie... w zasadzie zaufania nie ma już od dawna. Może to będzie kropla, która przeleje czarę goryczy, i w końcu uda nam się coś zmienić. Pan prezes wydał dziś oświadczenie. Przeprosił, uderzył się w pierś... Fajnie, ale chyba troszeczkę za późno. Moim zdaniem - czas na zmiany" - zaznaczył. Po ostatecznej decyzji ws. sześciorga pływaków polska reprezentacja na rozpoczynające się 23 lipca igrzyska w Tokio liczy 211 sportowców, w tym 17 pływaków.