W olimpijskiej rywalizacji maratończyków bezkonkurencyjny okazał się broniący złotego medalu Kenijczyk Eliud Kipchoge. Bieg na dystansie 42 km i 195 m miał jednak dwóch głównych bohaterów. Tym negatywnym okazał się Francuz Morhad Amdouni. W strefie bufetowej 33-latek - jak się wydaje celowo - strącił ze stolika cały rząd butelek z wodą, dla siebie zostawiając ostatnią. Wszystko działo się w trakcie biegu, z tego względu kilkunastu jego rywali nie miało możliwości uzupełnienia płynów. Wszystko działo się w zasięgu telewizyjnej kamery, więc na Amdouniego wylała się fala niepohamowanej krytyki. Jego zachowanie na 29. kilometrze trasy określono jak drastycznie sprzeczne z zasadami olimpizmu i depczące ducha sportu. Nie brakowało również bardziej dosadnych komentarzy. Francuz zdaje sobie sprawę, jak wielki rumor medialny stał się wynikiem jego wybryku. Postanowił wydać w tej sprawie oświadczenie. Jego treść wydaje się jednak kuriozalna, by nie rzec - bezczelna. Tokio 2020. Morhad Amdouni: Butelki były śliskie "Żeby zakończyć kontrowersje, chcę tę sprawę wyjaśnić, by wszyscy zrozumieli, co się naprawdę stało. Wszystkie butelki są moczone w wodzie, by zapewnić ich świeżość. Przez to są śliskie. Widać wyraźnie, że staram się sięgnąć po pierwszą w rzędzie. Ale wszystkie wyślizgują mi się z rąk. Dobrze, że udało mi się chwycić chociaż ostatnią" - czytamy w oświadczeniu maratończyka. Czy przekonał w ten sposób nieprzekonanych? Zadanie miał równie trudne jak ukończenie morderczego biegu na czele stawki. Ostatecznie na mecie zameldował się 17. ze stratą blisko sześciu minut do zwycięzcy. UKi