24-letnia Daria już wcześniej była pewna kwalifikacji, natomiast młodsza o półtora roku Wiktoria musiała poczekać na ostateczne ogłoszenie składu. Brązowa medalistka mistrzostw świata 2020 w omnium podkreśliła, że czasem zdarzają się rodzeństwa, które jadą na igrzyska razem, ale startują w innych dyscyplinach czy kategoriach. - My wystartujemy razem. Dowiedziałyśmy się o tym będąc na zawodach we włoskiej Fiorenzuoli. Choć taka wiadomość była niezwykle ważna i szykuje się nasz najpiękniejszy dzień, to mogłyśmy się tylko uściskać i dalej skupić na starcie, natomiast rodzice na pewno popłakali się ze wzruszenia - przyznała Daria. - Choć w 2020 roku w MŚ startowałyśmy też wspólnie, to wciąż trudno było uwierzyć, że na igrzyska pojedziemy razem. Ale moja siostra ciężką pracą spisała na medal i zasłużenie wywalczyła prawo startu w Tokio - zaznaczyła. Mieszkająca w Darłowie mistrzyni Europy juniorek w omnium z 2015 r. dodała, że więź łącząca rodzeństwo jest wyjątkowa, a siostra jest dla niej największym wsparciem. - Nikt mnie tak nie zna, jak ona. W najważniejszych momentach mojej kariery była ze mną. Od kilku lat jesteśmy razem w kadrze, razem w pokoju, a nasza relacja to stuprocentowe wsparcie, brak zazdrości czy niezdrowej rywalizacji - podkreśliła. Wiktoria zadebiutuje w igrzyskach, natomiast Daria miała okazję startować w 2016 r. w Rio de Janeiro. Zajęła 14. miejsce w omnium, wieloboju rozgrywanym na torze. Wynik uznała za porażkę. - To była największa porażka mojego życia. Ale nie cofnęłabym czasu, bo ten występ w Rio dużo mi dał. Teraz stwierdzam, że na poprzednie igrzyska nie byłam gotowa psychicznie. Dużo czasu zajęło przeanalizowanie tego, co się wydarzyło i wyjście na prostą, a właściwie to ponowne wejście na najwyższy poziom. Doświadczenie zebrane, teraz czas zrobić wszystko, by uplasować się jak najwyżej - tłumaczyła. Wspomniała, że oczywiście marzeniem jest olimpijskie podium, ale raczej rzadko używa stwierdzenia "jadę po medal". - Czuję się silna i chciałabym wiedzieć, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Nie poddam się, jak zrobiłam to w Rio. Głowa musi zadziałać odpowiednio, wyciągnęłam już wnioski - przyznała. Podkreśliła, że w minionym roku trudno było o optymalne przygotowania do imprezy cztero-, a w zasadzie pięciolecia. - Posypał się ten sezon, a raczej kolarstwo torowe nie istniało - ciągle odwoływane starty od ME przez Puchar Narodów. Nie tylko przez koronawirusa, ale też sytuacje, jakie pociągnął za sobą, jak chociażby strajki w Kolumbii. Ciężko było przygotować się do igrzysk bez ważnych zawodów - opisywała. Dla niej było to szczególnie trudne, gdyż jest typem zawodnika, który potrzebuje regularnej rywalizacji. - Ja dużo analizuję, myślę, zastanawiam się, czy trenuję dobrze, czy nie robię czegoś za dużo bądź za mało. Bardziej też mobilizuję się podczas startów, a na treningach nie jestem w stanie wycisnąć z siebie tyle, ile na zawodach. Jak nie ma możliwości sprawdzenia się ze światową czołówką, to robi się ciężko - powiedziała absolwentka studiów licencjackich w Wyższej Szkole Kultury Fizycznej i Turystyki im. Haliny Konopackiej w Pruszkowie. Właśnie w Pruszkowie kolarki będą przebywać aż do zaplanowanego na 27 lipca wylotu do Japonii. Poza siostrami Pikulik w olimpijskiej reprezentacji kolarzy torowych znalazły się: Marlena Karwacka i Urszula Łoś, a wśród mężczyzn nominacje otrzymali: Krzysztof Maksel, Patryk Rajkowski, Mateusz Rudyk, Szymom Sajnok, Daniel Staniszewski. Rezerwowymi są Nikol Płosaj, Wojciech Pszczolarski i Rafał Sarnecki. anka/ pp/