Polska Agencja Prasowa: Indykpolowi AZS-owi Olsztyn udało się przerwać wreszcie serię porażek, ale siatkarze musieli przełknąć wcześniej 11 kolejnych przegranych, z których siedem zanotowali pod wodzą pana poprzednika Włocha Paolo Montagnaniego... Daniel Castellani: - Drużyna straciła pewność siebie po kilku pierwszych porażkach. Musieliśmy pracować nad tym, ale także nad poprawą czysto technicznych elementów. Już po pierwszym tygodniu zajęć z zespołem widziałem, że coś się zmieniło, ale miałem też świadomość, że potrzeba będzie jeszcze więcej czasu, by się odbudować. Z PGE Skrą Bełchatów i ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle walczył pan o tytuł i czołowe lokaty. Indykpol jest obecnie 10. w tabeli i celem jest sam awans do ćwierćfinału... - Wiem, że sytuacja jest inna. Gdy zadzwonił do mnie prezes, to powiedział wprost o problemach. Odparłem, że postaram się dać z siebie wszystko w zaistniałej sytuacji. Najważniejszy jest zespół. Istotny był powrót do gry Jana Hadravy. Zgodził się pan pomóc tylko uratować ten sezon czy jest opcja związania się z tym klubem na dłużej? - Może, nie wiem. Jestem otwarty. Uważam, że to nie jest czas, by omawiać te sprawy. Teraz trzeba całą energię i uwagę poświęcić drużynie, a potem będzie czas na rozmowy o przyszłości. Wrócił pan do polskiej ekstraklasy po siedmiu latach przerwy. Czy bardzo zmieniła się w tym czasie? - Tak. Gdy pracowałem poprzednio w polskim klubie, to były cztery bardzo dobre zespoły. Teraz jest sześć, poziom całej ligi się podniósł, jest wielu młodych zawodników. Ogólnie nastąpiła znacząca poprawa. Jest pan trenerem, który przykłada dużą wagę do mentalnego aspektu w siatkówce. W rywalizacji na najwyższym poziomie to ten czynnik jest przesądzający? - Przede wszystkim trzeba grać dobrze, mieć siłę, technikę, system. Dopiero potem mentalność może zrobić różnicę. Jeśli nie grasz dobrze, to trudno o atut w obszarze tej strefy. Aspekt psychiczny jest bardzo istotny, ale to jest tym "czymś więcej". W jednym z wywiadów wspominał pan o byłych zawodnikach, którzy z powodzeniem odnajdują się w zawodzie trenera. U kogo ze swoich aktywnych byłych lub obecnych podopiecznych dostrzega pan materiał na dobrego szkoleniowca? - Pawła Woickiego znam z czasów prowadzenia reprezentacji Polski oraz obecnej pracy w Olsztynie. Wiem, że bardzo się interesuje każdym aspektem - sprawami związanymi z boiskiem i tymi poza nim. Uczy się, to bystry facet, kocha siatkówkę i myślę, że przed nim obiecująca przyszłość. Podobno jest pan właściwie pewny, że Polacy zdobędą medal olimpijski w Tokio, zaznaczając, że kandydatów do podium widzi pięciu. Skąd przekonanie, że biało-czerwoni będą właśnie wśród trzech najlepszych ekip? - To podwójni mistrzowie świata, którzy teraz mają jeszcze w składzie najlepszego siatkarza globu - Wilfreda Leona. Polacy dysponują wieloma zawodnikami na każdej pozycji, którzy walczą o miejsce w wyjściowym składzie. Stąd moja opinia, że są jednym z kandydatów - i to bardzo poważnym - do medalu. Kluczowe będzie przybycie do Japonii w najlepszej formie. Igrzyska są specyficzne. Meczów jest mniej niż w innych imprezach i każde spotkanie przez to ma większe znaczenie. W mistrzostwach świata są obecnie trzy fazy grupowe, można coś "po drodze" przegrać, ale jest czas na to, by się odbudować. Pojedyncza porażka w turnieju olimpijskim może być znacznie bardziej kosztowna. Polacy coś o tym wiedzą. W Pekinie przegrali ćwierćfinał z Włochami 2:3, w Londynie niespodziewana porażka w grupie z Australią "skazała" ich na ćwierćfinał z późniejszymi triumfatorami Rosjanami, a w Rio de Janeiro w meczu o strefę medalową zostali rozbici przez Amerykanów... - Wszyscy wiedzą, jak brutalne potrafią być igrzyska. Ale też wszyscy trenerzy czołowych uczestników turnieju w Tokio znają się bardzo dobrze na swojej robocie i wiedzą, jak przygotować szczyt formy zespołu na najważniejsze mecze. Być może w stolicy Japonii obejrzymy ćwierćfinał Polska - Argentyna.... - Może. Wówczas w tym jednym meczu nie trzymałbym kciuków za "Biało-Czerwonych". Trener Polaków Vital Heynen powtarza, że najważniejszym zawodnikiem w jego zespole jest Michał Kubiak, a nie wspomniany przez pana Leon... - Ok, on może zatrzymać Kubiaka, ja wezmę Leona. Oczywiście, rozumiem znaczenie Michała dla tej drużyny ze względu na jego osobowość, rolę kapitana oraz to, jak realizuje pomysły szkoleniowca. Ale to Wilfredo potrafi serwować 10 razy z rzędu i ma niesamowite możliwości w ataku. Jest wyjątkowy. Wiadomo, nawet on nie gra sam, ale zdecydowanie robi różnicę. Heynen - jak pan - przykłada dużą wagę do przygotowania mentalnego. Podczas spotkań jednak jest znacznie bardziej wybuchowy i często kłótni z sędziami. Odpowiada panu styl pracy Belga? - Wolałbym nie wypowiadać się na temat Vitala Heynena. Jedna z jego niedawnych wypowiedzi dotyczyła jednak także pana. Belg pod koniec stycznia apelował za pośrednictwem mediów o skrócenie sezonu ligowego, by kadrowicze mieli czas na odpoczynek przed reprezentacją... - Podejście w tej kwestii zależy od tego, w którym miejscu jesteś. Jeśli pracujesz w klubie, to chcesz więcej odpoczynku między meczami, a jak pracujesz z drużyną narodową, to zależy ci, by zawodnicy mieli więcej czasu na oddech przed sezonem reprezentacyjnym. To normalne i nic nowego. Gdybym pracował teraz z kadrą, to też chciałbym więcej czasu na przygotowanie do igrzysk. Uważa pan, że możliwe jest skrócenie tego sezonu PlusLigi? - Nie wiem, trzeba o to pytać władze ligi. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek