Reprezentacja Brazylii jest uważana za jednego z głównych faworytów do złotego medalu w Tokio. W końcu kilka tygodni temu świetnie wypadła w Lidze Narodów, kończąc turniej zwycięstwem. W pierwszym meczu nie miała też problemów z tym, by ograć 3-0 niżej notowaną Tunezję. W poniedziałek Brazylijczycy napotkali jednak na swojej drodze poważne trudności. Argentyna okazała się bowiem rywalem z zupełnie innej półki niż Tunezja. Od początku spotkania blokujących i obrońców “Canarinhos" nękał Bruno Lima. 25-letni atakujący już w pierwszym secie zdobył siedem punktów. Po drugiej stronie brazylijskie gwiazdy radziły sobie dużo gorzej, na niezłym poziomie atakował tylko Wallace de Souza. Efekt? Porażka faworytów 19-25. Argentyńczycy w pierwszej kolejce również byli w stanie wygrać pierwszego seta z faworyzowaną drużyną Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego, ale potem przegrali trzy partie. Tym razem utrzymali tempo z początku meczu dłużej. Wielka w tym zasługa argentyńskiego rozgrywającego Luciano De Cecco, który często grał środkiem i gubił blok rywali. Trener Brazylijczyków zdecydował się nawet na ściągnięcie z boiska dwóch wielkich gwiazd - Bruno Rezende i Jonadry’ego Leala. Ten ostatni oddalając się do kwadratu dla rezerwowych tylko z dezaprobatą kręcił głową. Poprawy gry nie było, jego zespół przegrał kolejną partię. Igrzyska olimpijskie w Tokio trwają w najlepsze - Sprawdź już teraz Brazylia - Argentyna. Faworyci pokazali pazur W pierwszych dwóch setach przewaga Argentyny była widoczna przede wszystkim w ataku. W trzeciej partii na brazylijskim rozegraniu pozostał Fernando Gil, ale Leal wrócił na parkiet. Lepiej zaczęła prezentować się cała drużyna, a Argentyńczycy zupełnie spuścili z tonu. Mistrzowie olimpijscy z Rio de Janeiro bez problemu wygrali 25-16. W kolejnej partii Argentyna znów jednak wzniosła się na wyżyny. Po chwili odpoczynku na parkiet wrócił Lima, który znów stał się mocnym ogniwem drużyny. Argentyna szybko odskoczyła rywalom aż na sześć punktów. Trener Brazylii Renan Dal Zotto zdecydował się na potrójną zmianę, na parkiecie pojawili się m.in. Rezende i Alan Souza. W drugiej części seta Argentyńczycy wyraźnie opadli jednak z sił, a przeciwnicy coraz lepiej serwowali. Przewaga topniała w oczach i Brazylijczycy objęli prowadzenie 18-17. Nie oddali go już do końca seta - sędzia zarządził tie-break. Piąta partia rozpoczęła się już po północy czasu tokijskiego. Brazylijczycy otworzyli ją od asa serwisowego Ricardo Lucarellego, ale ich rywale po chwili przerwy między setami nieco odetchnęli. Tie-break był więc wyrównany - przy zmianie stron 8-7 prowadziła Argentyna. Po chwili jej przewaga urosła do dwóch punktów, ale zwycięzcy Ligi Narodów odrobili straty. W końcówce na blok nadział się Lima, a w ostatniej akcji pomylił się Facundo Conte. Brazylijczycy odwrócili więc losy meczu, wygrywając 16-14. Brazylia - Argentyna 3-2 (19-25, 21-25, 25-16, 25-21, 16-14) Damian Gołąb