Kadra florecistów, podobnie jak florecistek 10 marca rano udała się na zawody Pucharu Świata Grand Prix FIE do Anaheim. - Tego dnia w południe doszło do spotkania minister Danuty Dmowskiej-Andrzejuk z przedstawicielami związków, podczas którego poinformowała ona o rekomendacji, by polscy sportowcy nie wyjeżdżali za granicę i nie startowali w zawodach. Zaraz po nim jako związek zdecydowaliśmy o odwołaniu wszelkich akcji sportowych - powiedział Sobczak. Gdy polska ekipa była już na miejscu, organizatorzy w związku z rozprzestrzeniającym się koronawirusem zdecydowali o odwołaniu zawodów. - Były tam też inne ekipy, gdyż był to turniej kończący kwalifikacje olimpijskie we florecie. Gdy tylko informacja o odwołaniu imprezy do nas dotarła, związek pilnie rozpoczął operację przebukowywania biletów, by nasi zawodnicy jak najszybciej wrócili do kraju. I to się udało. Na raty, ale 13 i 14 marca wszyscy byli już w Polsce. Trener jako jedyny wracał przez Monachium bezpośrednio do Gdańska - przekazał Sobczak. Jak wskazał, w związku z sytuacją w kraju wszyscy reprezentanci po powrocie poddali się kwarantannie, a ich stan zdrowia był i jest na bieżąco monitorowany. - Gdy trener poczuł się gorzej, postępował zgodnie z obowiązującymi procedurami. W sobotę otrzymał informację o pozytywnym wyniku testu na koronawirusa i trafił do szpitala. Wszystkim odpowiednim służbom przekazał, z kim się kontaktował w ciągu ostatnich 14 dni. Ponieważ wcześniej przebywał na zgrupowaniu w Londynie, skąd wrócił 5 marca, zdecydowaliśmy się rozszerzyć krąg osób poddanych kwarantannie o jeszcze jednego zawodnika, który był z nim Anglii i miał kontakt przed wylotem do USA, choć sam do Anaheim nie pojechał. Jego dane również przekazaliśmy służbom sanitarnym - podkreślił Sobczak. O pierwszym polskim przypadku pacjenta z koronawirusem Ministerstwo Zdrowia poinformowało 4 marca. Od tego czasu zakażenie potwierdzono u 634 osób, siedem zmarło. pp/