Tak się złożyło, że indywidualne starty polski szermierzy na igrzyskach w Tokio rozpoczynały się w sobotę 24 lipca, kiedy to mogliśmy oglądać trzy nasze zawodniczki w rywalizacji szpadzistek, a kończyły się 25 lipca, występem polskiej jedynaczki we florecie Martyny Jelińskiej. I po ¾ tej rywalizacji nie mieliśmy zbyt wielu powodów do optymizmu. Na pewno lekkim rozczarowaniem był występ Ewy Trzebińskiej. Zawodniczka, która miała być liderką polskiej kadry pożegnała się z rywalizacją w turnieju szpadzistek już w 1/16 finału. Wicemistrzyni świata z 2017 roku nie była co prawda faworytką do medalu, ale przy odrobinie szczęścia mogła zakręcić się w czołowej "8" olimpijskiej rywalizacji, ale nie dała sobie szansy, przegrywając po bardzo wyrównanym pojedynku z Estonką Katriną Lehis. I tylko niewielkim pocieszeniem jest, że jej rywalka sięgnęła ostatecznie po brązowy medal. IO: szanse medalowe, wyniki, informacje. Bądź na bieżąco Rundę dalej zaszła Renata Knapik-Miazga, ale i ona nie mogła powiedzieć o sobie, że jest w pełni zadowolona ze swojej postawy, bo jej starcie z reprezentantka Hongkongu Vivian Man Wai Kong było toczone bardzo asekuracyjnie i nazbyt defensywnie. Zupełnie inaczej niż w przypadku Aleksandry Jareckiej, która najpierw wyeliminowała bardzo mocną Rosjankę, choć występującą dla niepoznaki w barwach Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego, Wiolettę Kołobową, a następnie miała już "na widelcu" utytułowaną Włoszkę Rossellę Fiamingo i gdyby zachowała nieco więcej chłodnej głowy, byłaby w ćwierćfinale. Zabrakło niewiele, a przy tym Jarecka zafundowała kibicom, którzy wstali wcześnie, by śledzić nasze szpadzistki, sporo emocji, co jest przecież najważniejsze w sportowej rywalizacji. Tokio 2020: Trzeci z rzędu tytuł Szilagyiego Mistrzynią olimpijską została Chinka Yiwen Sun, która po finałowej walce, przy bardzo dużym udziale swojego trenera, zaprezentowała prawdziwą eksplozję radości. Szkoleniowiec świeżo upieczonej mistrzyni olimpijskiej, w przeszłości znakomity szermierz Hugues Obry, eksplodował z radości i zaczął szaleńczy bieg, krzycząc z radości. Dość szybko zorientował się, że nie wypada cieszyć się samemu, tak więc zabrał swoją zawodniczkę na bark i... zaczął biegać razem z nią. Sun, najwyraźniej przyzwyczajona do ekspresji swojego trenera, ze szczerym uśmiechem dała się ponieść, bardzo dosłownie zresztą, temu wybuchowi entuzjazmu. Przy pustych trybunach i covidowym zagrożeniu takie obrazki sprawiają, że te igrzyska mają w sobie ten niepowtarzalny urok. W rywalizacji mężczyzn nie mieliśmy swojego przedstawiciela wśród szablistów. Nie mamy zresztą ani jednego szermierza w Tokio, co patrząc na to, jak bogatą historię mamy w tej dyscyplinie, musi martwić kibiców tego szlachetnego sportu. Niepokoić się nie muszą za to Węgrzy, którzy nadal na planszy mogą liczyć na kolejne medale. Po raz trzeci z rzędu mistrzem olimpijskim został Aron Szilagyi, który nawiązuje do najpiękniejszych sportowych historii ze swojego kraju. Przed startem w Tokio deklarował, że puste trybuny i covidowa "bańka" będzie szkodzić jego rywalom, nie jemu. I chyba miał racje, bo w finałowym pojedynku wręcz rozbił Włocha Luigiego Samele. Brąz przypadł Koreańczykowi Junghwanowi Kimowi, który walczył nie tylko z rywalem, ale i z kontuzją, za co należy mu się podwójne uznanie.