"Jesteśmy niezwykle podekscytowani mogąc poinformować, że w finale ćwiczeń na równoważni wystąpią dwie Amerykanki - Suni Lee i Simone Biles" - napisano w oświadczeniu. To będzie ostatnia w Tokio konkurencja w gimnastyce sportowej kobiet. Wielka kariera Amerykanki rozpoczęła się w 2016 roku na igrzyskach w Rio de Janeiro. Pochodząca z Columbus gimnastyczka wywalczyła pięć medali, w tym cztery złote. W tylu konkurencjach w jednych igrzyskach przed nią triumfowały jedynie Rosjanka Larysa Łatynina (1956), Węgierka Agnes Keleti (1956), Czeszka Vera Caslavska (1968) i Rumunka Ekaterina Szabo (1984). Biles, najbardziej utytułowana uczestniczka zmagań w Brazylii, niosła amerykańską flagę na ceremonii zakończenia olimpiady. Można to było uznać za symboliczne "przekazanie władzy", gdyż chorążym na otwarciu imprezy był pływak Michael Phelps, najbardziej utytułowany sportowiec igrzysk ery nowożytnej. 24-letnią obecnie Biles sukces w Rio kosztował tak dużo, że po igrzyskach musiała sobie zrobić trwającą ponad rok przerwę od sportu. Wróciła w wielkim stylu na mistrzostwa świata w 2019 roku, gdzie została rekordzistką w liczbie medali. Łącznie w imprezie tej rangi zdobyła ich już 25, w tym 19 złotych oraz po trzy srebrne i brązowe. Amerykanka jest jednym z tych sportowców, którzy jednak nie byli zadowoleni z przełożenia o rok igrzysk w Tokio. "Mentalnie przygotowaliśmy się na rok 2020. Po przełożeniu igrzysk została zdjęta stopa z gazu, bak został opróżniony. Musimy z trenerem znaleźć sposób, by ponownie go napełnić. Taki reset jest bardzo trudny" - wspomniała. Mierząca ledwie 142 cm Biles miała być jedną z gwiazd tegorocznych igrzysk. Problemy zaczęły się już w wieloboju drużynowym, a po nieudanym skoku otrzymała niską ocenę 13,766 pkt. Później zaczęła się systematycznie wycofywać z kolejnych startów, a w komunikatach amerykańskiej federacji pojawiła się informacja o "powodach mentalnych".