Przy okazji medalu Patryka Dobka na 800 m na igrzyskach w Tokio, Paweł Czapiewski, sam świetny średniodystansowiec, w studio Eurosportu przypomniał osobę Kazimierza Kucharskiego, który na igrzyskach w Berlinie na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej zajął czwarte miejsce. Amerykanie za plecami W latach 30. urodzony w Łukawie - obecne województwo świętokrzyskie - zawodnik, należał do najlepszych średniodystansowców na świecie. Był 11-krotnym mistrzem Polski w biegach na 400, 800 i 1500 m. Na mistrzostwach Europy w Turynie w 1934 był szósty na 800 m. Zawodnik reprezentujący Sokoła Wilno, Jagiellonię Białystok i Pogoń Lwów był kilka razy w "10" najlepszych polskich sportowców w Plebiscycie Przeglądu Sportowego. W 1935 roku był drugi za wybitnym wioślarzem Rogerem Vereyem, mistrzem Europy i późniejszym medalistą olimpijskim. Rok później Kucharski był piąty przed takimi sławami naszego sportu jak Stanisława Walasiewicz, Stanisław Marusarz czy Gerard Wodarz. Także w 1937 roku w plebiscycie "PS" zajął piątą lokatę wyprzedzając o dwa miejsca samego Ernesta Wilimowskiego. Do pełni szczęścia Kucharskiemu, rocznik 1909, zabrakło jednego, medalu olimpijskiego... Nie musiało, czy nawet nie powinno tak być, bo podczas XI Igrzysk Olimpijskich w Berlinie, rozgrywanych w dniach 4-16 sierpnia 1936 roku był w znakomitej dyspozycji. Biegi eliminacyjne i półfinał przeszedł jak burza. W swoim pierwszym starcie w szóstym biegu eliminacyjnym był drugi z czasem 1:55,7. Minimalnie przegrał tylko z Argentyńczykiem Juanem Carlosem Andersonem (1:55,1). W pierwszym biegu półfinałowym zrewanżował się rywalowi z Ameryki Południowej. Wygrał z nim na finiszu poprawiając czas z eliminacji o sekundę (1:54,7). Przegrał tyko z faworytem biegu na 800 m, rewelacyjnym w tamtym czasie czarnoskórym biegaczem ze Stanów Zjednoczonych, 21-letnim Johnem Woodruffem. W ogóle Amerykanie typowani byli do czołowych lokat na 800 m podczas berlińskich igrzysk, bo pozostałe dwa półfinały także wygrywali, a dokonali tego Harry Williamson oraz Chuck Hornbostel. W finałowym biegu Kucharski obu biegaczy z USA pokonał, a mimo to nie dało mu to upragnionego olimpijskiego medalu. Klął sam siebie, trenera i kierownictwo Po latach Kazimierz Kucharski tak wspominał niesamowity bieg finałowy na 800 metrów na olimpijskiej bieżni w Berlinie. - Na finał organizatorzy, chcąc się widać przypodobać obserwującemu zawody w honorowej loży Hitlerowi, przenieśli start na środek prostej, aby umożliwić fuhrerowi oglądanie walki na finiszu, na ostatnich metrach przed taśmą. Ten szczegół, a raczej fakt, że o nim nie pamiętałem w ciągu biegu, kosztował mnie drogo... O zmianie dowiedziałem się dopiero wtedy, kiedy wprowadzono nas finalistów na start. Oczywiście nie było czasu, aby raz jeszcze dokładnie przemyśleć całą taktykę biegu i przeanalizować zmienioną sytuację, tym bardziej, że tuż przed startem miałem głowę zaprzątniętą jedną jedyną myślą - zdobyć miejsce przy bandzie i wyjść na czoło całej stawki biegaczy - mówił Kucharski, cytowany w książce "50 lat na olimpijskim szlaku", Warszawa 1969. W finale oprócz Polaka było trzech wspomnianych Amerykanów z faworytem, długonogim Woodruffem na czele, a także m.in. Włoch Mario Lanzi oraz Kanadyjczyk Phil Edwards. Polak biegł, jak sobie założył, był w czołówce na 2. i 3. miejscu. Niestety, potem wydarzyła się fatalna rzecz, czyli nieszczęsny finisz... - Gdy weszliśmy na drugie okrążenie zauważyłem, że cała czołówka przyspiesza tempo, ale nie przejmowałem się, pamiętając o moim długim 300-metrowym finiszu, którym "zarżnąłem" już niejednego asa średnich dystansów. Przyspieszyłem również, aby główną walkę rozegrać na ostatniej stumetrowej prostej, ale oto po wyjściu z ostatniego wirażu z przerażeniem spostrzegłem taśmę i sędziów pośrodku prostej. Rozpaczliwie "wyduszając" najwyższą szybkość widziałem już, że nie zdołam dogonić nie tylko uciekającego mi jelenimi susami Woodcruffa, ale i wysuniętych przede mną Lanziego i Edwardsa. Zabrakło mi tych ostatnich 50 metrów! Jakże strasznie przegapiłem - myślę - co najmniej brązowy medal. Z Woodcruffem trudno było wygrać, ale Lanzi i Edwards - przy mojej ówczesnej formie - byli przeciwnikami do pokonania. Kląłem wtedy sam siebie, swoją nieuwagę i roztargnienie, a także - przyznam szczerze - kierownictwo ekipy i trenera Petkiewicza, którzy przecież powinni byli uprzedzić mnie o tym, omówić ze mną spokojnie taktykę biegu, ot po prostu "wbić mi w głowę", że finisz trzeba rozpocząć o 50 metrów wcześniej - mówił po latach Kucharski, który finałowy bieg zakończył z czasem 1:53,8. Do trzeciego Kanadyjczyka Edwardsa zabrakło mu 0,2 sek., do drugiego Włocha Lanziego pół sekundy. Wygrał Woodruff z czasem 1:52,9. Nauka dla młodszych Kucharski dodawał już po latach: - Wszystkie te żale i pretensje były oczywiście po niewczasie. Niech więc moje wspomnienia o "przegapionym" medalu będą nauką i posłużą doświadczeniem moim młodszym kolegom, aby pamiętali, że w warunkach olimpijskich zawodnik musi o wszystkim pamiętać, sam sobie radzić i sam jak najszybciej orientować się, gdy tylko zachodzą jakieś nieprzewidziane zmiany - mówił znakomity polski średniodystansowiec. Na medal w biegu na 800 m, rozgrywanym od pierwszych nowożytnych igrzysk w Atenach w 1896 roku, przyszło nam czekać aż do Tokio. Patryk Dobek napisał swoją niesamowitą historię, zdobywając brązowy medal w wyśmienitej stawce. Michał Zichlarz