"Pogoda była niezła, było po burzy, świeciło słoneczko, ale było bezwietrznie. Po deszczu zawsze dobrze się rzuca, ale tartan był nadal mokry" - wspominał konkurs. Siódmy zawodnik ostatnich mistrzostw świata przyznał, że nie czuł, iż akurat ta próba była taka daleka. Wypuścił oszczep i jak to ocenił - nie przeszkadzał mu lecieć - a ten wylądował na odległości 89,55 m. To rekord Polki, a poprzedni także należał do niego i od czterech lat wynosił 88,09. "Ten wynik nie jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Wiedziałem, że na coś takiego będzie mnie stać, było tylko pytanie, czy będę w stanie to pokazać na zawodach. W końcu poprawiłem wynik z treningu. Miałem ostatnio trochę problemów zdrowotnych, ale rzucać mogę i jak widać całkiem nieźle to wychodzi" - skomentował. Marcin Krukowski: Boję się trochę diagnostyki Rzut oszczepem to jedna z najbardziej kontuzjogennych konkurencji w lekkoatletyce. Trudno znaleźć zawodnika, którego coś nie boli. Także Krukowski musi walczyć niemal cały czas o to, by czuć się na tyle dobrze, by móc trenować i rzucać. "W tym roku miałem przygodę z kolanem. Pod koniec ostatniego zgrupowania w Belek musiałem ściągać wodę z niego, przez trzy tygodnie nie wykonywałem żadnego treningu na nogi. Nie biegałem, nie mogłem nawet truchtać. Teraz jest lepiej i dopóki mogę startować, nic nie będziemy robić. Boję się trochę diagnostyki, bo już kilka razy mnie zawiodła. Przez złe diagnozowanie już kilka razy chciałem kończyć karierę, więc nie będę na razie nic robić" - powiedział zawodnik Warszawianki. "Oczekiwania innych mnie nie obchodzą" Prawie 29-letni lekkoatleta nie boi się oczekiwań względem siebie. Jako wicelider światowych tabel (w tym roku dalej rzucił tylko Niemiec Johannes Vetter - 96,29) stał się jednym z poważniejszych kandydatów do medalu olimpijskiego. "Oczekiwania innych mnie nie obchodzą. Ja wiem, po co trenuję i z jakim celem. W Tokio interesuje mnie walka o złoty medal. Nie myślę o tym, żeby dostać się do finału. Chcę czegoś więcej. Oczywiście rywale będą na mnie inaczej patrzeć i dobrze, niech się boją. Na pewno nie jestem już traktowany jak zawodnik, któremu raz udało się rzucić 88 m" - przyznał. W tym sezonie, za sprawą trenera Piotra Maruszewskiego, razem ze swoim ojcem Michałem Krukowskim postanowili trochę zmienić trening. To dało też dobre efekty, a same zajęcia trwają krócej. "Przede wszystkim nie zrobiliśmy czegoś takiego, że znalazłem się w dole, by potem odbić z formą. Trenowaliśmy cały czas tak samo, na najwyższych obrotach. Nie ma tak, że nagle nie mogę rzucić 75 metrów na treningu, bo jestem tak zmęczony. Rzuty polegają na tym, by rzucić raz, ale z całej siły, więc bez sensu jest oddawać po 100 rzutów na treningu, a wystarczy kilka, ale mocno. Taka metoda nie tylko daje wyniki na treningach, co daje mi psychicznie pewność, że jestem dobrze przygotowany, ale i widać to na zawodach" - podkreślił. Dwa starty oszczepnika przed IO w Tokio Krukowski nie boi się, że w trakcie olimpijskiego konkursu ktoś nagle dostanie podmuch wiatru i oszczep mu poleci. W tej konkurencji często po medale sięgali zawodnicy, którzy wcześniej nie liczyli się na arenie międzynarodowej. "Tylko ja sam mogę pozbawić siebie szansy na medal. Jeśli coś źle zrobię, nie wykonam poprawnie rzutu. Innych się nie boję i nie rozważam czegoś takiego, choć oczywiście wiem, że takie sytuacje się zdarzają" - zaznaczył. Teraz Krukowski ma zaplanowane jeszcze dwa starty - 19 czerwca w Madrycie, a potem w mistrzostwach Polski w Poznaniu. Przed igrzyskami ma zgrupowanie w Spale, a do Tokio leci 24 lipca. Tokio 2020. Igrzyska rozpoczną się pod koniec lipca "Chcę w Japonii spędzić jak najmniej dni. Zasada jest taka, że na każdą godzinę zmiany czasu należy policzyć 1,5 dnia na aklimatyzację i my dokładnie tak też zrobimy, ale nie uśmiecha mi się siedzenie w miejscu, gdzie nie będę mógł praktycznie opuścić pokoju i codziennie ktoś będzie mi robić nieprzyjemny test PCR na obecność koronawirusa" - powiedział. Igrzyska rozpoczną się 27 lipca, a zakończą 8 sierpnia.