Olgierd Kwiatkowski, Interia.pl: Premier Mateusz Morawiecki ogłosił decyzję, że polscy sportowcy, którzy będą startować na igrzyskach olimpijskich w Tokio, będą zaszczepieni. Zaszczepi się pani? Joanna Fiodorow: Na początku miałam trochę wątpliwości, ale jeżeli mam mieć spokój przed igrzyskami, nie myśleć o tym, czy zachoruję, czy wyjdzie mi pozytywny czy negatywny wynik testów, to przestałam się nad tym zastanawiać. Wolę jak najszybciej zaszczepić się i w spokoju przygotowywać się do igrzysk. Jakie zdanie mają na ten temat pani koleżanki i koledzy? - Część z nas chce, część nie chce się zaszczepić. Każdy z nas jest dorosły i podejmuje decyzje indywidualnie. Moja decyzja jest taka, że przyjmę szczepionkę. Była pani chora na Covid-19? - Przeszłam go skąpo-objawowo, miałam tylko katar i żadnych innych negatywnych objawów. Byłam pod opieką doktora Jarosława Krzywańskiego z Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej. Badałam się również po chorobie. Po powrocie do treningów nie odczuwałam spadku wydolności. Mój organizm zareagował dobrze, ale nie mam gwarancji, że nie zachoruję powtórnie, że nie zachoruję jeszcze gorzej, wolę się więc zabezpieczyć na przyszłość. Ile czasu straciła pani przez chorobę? - W styczniu miałam zacząć zgrupowanie w Portugalii. Przed wyjazdem miałam pozytywny wynik testu. Jestem "do tyłu" co najmniej trzy tygodnie, jeśli nie miesiąc. Nie wykonałam pracy w ciepłym klimacie, a to dla nas jest bardzo ważne, bo tam jakość treningu jest lepszą. Wróciłam do zajęć jak najszybciej to możliwe, ale trenowałem w Polsce w zimie, w śniegu po pas. Nie były to optymalne warunki. Teraz wszystko zaczyna wracać do normy i wygląda to dobrze. Szkoda stycznia i niepokój był, że stracę sezon, ale dobrze się z tego wykaraskałam. Poprzedni sezon był dla lekkoatletów praktycznie stracony. Brakowało wam tej głównej imprezy. Macie poczucie straconego czasu? - Ja skorzystałam z tego i przeszłam w tym czasie operację kolana. Szybko wróciłam do treningów i do startów na arenie krajowej. Zrobiłam to po konsultacji z moim psychologiem profesorem Janem Blecharzem. Doszliśmy do wniosku, że nie mogę mieć długiej przerwy miedzy startami, bo to może wywołać falę niepowodzeń w kolejnym olimpijskim sezonie. Nie uzyskiwałam tak dobrych wyników jak rok wcześniej, ale cieszyłam się z możliwości startów. Wyleczyłam się, trochę powalczyłam, to był nasz cel. Rozumiem moje koleżanki i kolegów i ich niepokój. Żyli w niepewności, bo przecież bez głównej imprezy mogli zostać pozbawieni stypendiów. Większości zawodników tak jak mi ministerstwo sportu przedłużyło stypendium. Cieszę się też, że wspiera mnie nowy sponsor - Orlen. Mam czystą głowę podczas przygotowań. Jaki jest pani cel na igrzyska w Tokio? - Muszę tam przede wszystkim pojechać. W polskim młocie są cztery zawodniczki na światowym poziomie, a walczymy o trzy miejsca w konkursie olimpijskim: ja, Anita Włodarczyk, Malwina Kopron, Kasia Furmanek. Wszystkie mamy minimum, choć Kasia uzyskała je wcześniej i zostało "zamrożone", ale w maju na pewno je uzyska. Trzeba się szykować na mistrzostwa Polski, bo to najprawdopodobniej one zdecydują jaka trójka pojedzie do Tokio. W rzucie młotem kobiet mistrzostwa Polski to niemal mistrzostwa świata. - Wystartuje dwukrotna złota medalistka olimpijska, rekordzistka świata Anita Włodarczyk, medalistki mistrzostw świata, czyli ja i Malwina i Kasia Furmanek, która ma wielkie aspiracje. Całkiem nieźle. Czy faworytką do złota nie tylko w mistrzostwach Polski, ale i na igrzyskach jest Anita Włodarczyk? - Wraca po kontuzji, długo nie startowała. Sezon wszystko zweryfikuje. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski