W Poznaniu dziewiąty złoty medal mistrzostw Polski dało Kamili Lićwinko pokonanie wysokości 1,92. - To był dobry konkurs w moim wykonaniu - pomimo tego, że nie czułam się na początku dobrze. Postanowiliśmy z Michałem (mężem i trenerem - red.) zacząć dość wcześnie, bo na wysokości 1,70. To były takie moje skoki próbne, których nie miałam przed konkursem. Po nich byłam załamana, bo myślałam, że będzie to moje maksimum. Cieszę się jednak, bo zmobilizowałam się i późniejsze próby były naprawdę dobre, bodaj najlepsze w tym sezonie, jeżeli chodzi o technikę i bieganie. Jest gdzieś z tyłu głowy to, że nie mogę tego 1,96 skoczyć. Mam jednak minimum olimpijskie, ale chciałabym wyżej, więcej. Jeżeli nie teraz, to został mi jeszcze tylko start w Sztokholmie oraz w Tokio. To tam celuję w najlepszy rezultat - powiedziała 35-letnia zawodniczka Podlasia Białystok. Lićwinko podkreśliła, że start w Poznaniu był jej ostatnim występem w mistrzostwach kraju. - To moje ostatnie mistrzostwa. No, chyba że kiedyś wystartuję w mastersach. Z moją nogą nic nie jest. Po prostu są jakieś delikatne problemy mięśniowe. To starość mi dokucza. Czuję się zdrowa, czuję się dobrze - mówiła z uśmiechem medalistka mistrzostw świata 2017. Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź! Nie możesz oglądać meczu? - Posłuchaj na żywo naszej relacji! Przyznała, że w sporcie jest od tylu lat i czas najwyższy kończyć karierę. - Hania rośnie i im jest starsza, to coraz ciężej jest mi trenować. (...) Większość dziewczyn startujących ze mną w mistrzostwach Polski mówi mi "dzień dobry", ale to dobrze, że są młodsze koleżanki. Mam nadzieję, że będą mnie godnie zastępowały. Teraz zgłoszonych do startu w Poznaniu było 20 zawodniczek, a ja pamiętam, jak kiedyś w Sopocie startowałyśmy tylko we czwórkę. Cieszę się z postępu dziewczyn, z ich walki, z nowych rekordów - powiedziała Lićwinko. Tokio 2020. Lićwinko składa deklarację Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio doświadczoną zawodniczkę interesuje tylko wynik na poziomie dwóch metrów i wyżej. - Nie mówię tego ot tak sobie. Przenoszę się już do konkursu olimpijskiego na treningach, przenosiłam się podczas finału mistrzostw Polski. Wizualizuję sobie skoki. Mamy jeden błąd techniczny, który próbuję wyeliminować. W Tokio usatysfakcjonują mnie dwa metry i wyżej. Nic innego. Wróciła chęć skakania. To ostatni rok w mojej karierze. Wróciłam po bardzo złym sezonie halowym. Muszę to zrobić, bo jak nie teraz, to kiedy? Najważniejsze są igrzyska w Tokio i to tam ma być topowa dyspozycja. Teraz dostałam kilka mocnych treningów i moje nogi nie są zbyt świeże, a mimo tego w Poznaniu skakało mi się dobrze. Wracamy do Spały i tam będę ciężko trenowała. Michał zawsze umiał zrobić tak, abym najlepszą dyspozycję miała w dzień finału na głównej imprezie. Teraz wszystko w moich rękach, nogach i głowie. Trzeba przełożyć z kartki trenera wszystko na skocznię, aby było bardzo wysoko - dodała. Jej zdaniem konieczne jest odcięcie się od tego, co robią rywalki. - Chcę skakać z zimną głową. Podczas konkursu powinnam być ja i poprzeczka. Tak robiłam w trakcie swoich najlepszych konkursów. Idę po swoje - zakończyła. Tomasz Więcławski