Przypomnijmy: na skutek błędu w zgłoszeniu szóstka reprezentantów naszego kraju, która złożyła olimpijskie ślubowanie i wyjechała już do stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni wróciła do kraju, gdyż ostatecznie nie przysługiwało jej prawo startu. Polski Związek Pływacki błędnie zinterpretował przepisy kwalifikacyjne. Media nad Wisłą szeroko komentują sprawę, a polscy pływacy wystosowali list otwarty, domagając się dymisji Pawła Słomińskiego, prezesa PZP i całego zarządu. On sam w rozmowie z "TVN 24" nie odniósł się do kwestii rezygnacji. Szerzej opowiedział za to o całym zamieszaniu. Jego słowa są... zaskakujące.- Gdybyśmy mieli postępować tak, jak nakazują przepisy międzynarodowe, to czterech pływaków już na samym początku nie wyjechałoby do Tokio - stwierdził. Jak dodał, błędem zarówno jego, jak i władz związku było to, że starały się one walczyć o prawo startu dla 14 zawodników, zamiast poprzestać na dziesiątce. Jak podkreślił, w zaistniałej sytuacji nie ma do nikogo pretensji, a szóstka, która wróciła do kraju wylatywała do Japonii, "zrobiła to jako ludzie zgłoszeni do igrzysk".Słomiński stwierdził także, że nie wie, czy będzie ubiegać się o reelekcję. Jego kadencja kończy się za dwa miesiące.TC