Jeden z najbardziej utytułowanych polskich średniodystansowców w poniedziałek poinformował w mediach społecznościowych o rezygnacji z udziału w igrzyskach w Tokio. Jako powody swojej decyzji wymienił m.in. obóz w Kenii, po którym organizm odmówił posłuszeństwa, sprawy rodzinne i wyłączenie z treningów po szczepieniu. "Szanowni Kibice, przedstawiam Wam swój komunikat dotyczący udziału w Igrzyskach Olimpijskich Tokio 2020. Najważniejszy moment dla każdego sportowca. Przygotowujemy się do tego latami. Ciężko pracujemy, aby pojechać na Igrzyska. Niestety tym razem nie będzie mnie na nich, mimo iż posiadam minimum i prawo startu, zdecydowałem inaczej. Zostaję w Polsce" - napisał Kszczot. W środę stanął na starcie biegu na 800 podczas Memoriału Szewińskiej w Bydgoszczy. Zajął piąte miejsce z przeciętnym wynikiem 1.47,97. Komentujemy każdy mecz Euro na żywo - Posłuchaj naszych relacji! Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj! Po biegu powiedział w rozmowie z PAP, że rezygnacja z igrzysk była najtrudniejszą decyzją w jego karierze. "Za mną najtrudniejsza decyzja. Zdecydowanie się z tym zgadzam. Nie jest łatwo powiedzieć +nie+ igrzyskom. Fani lekkiej atletyki na całym świecie pytają zawsze o kilka rzeczy m.in. czy jesteś dobry i czy byłeś na igrzyskach. (...) Decyzja jednak za mną, a było to moje wielkie marzenie, bo tylko medalu olimpijskiego brak mi w kolekcji. Dołek po górach niestety jest zbyt ciężki, aby go pokonać w tym roku. Nie żałuję jednak wcześniejszych wyborów. Taki kryzys po obozie wysokogórskim może zdarzyć się każdemu. To nauka na przyszłość, duża lekcja" - podkreślił 31-latek. Dodał, że przed nim trening i starty w mityngach w drugiej części sezonu. "Może to dobra szansa dla naszych zawodników na dystansie 800 m - Patryka Dobka i mojego kolegi klubowego Mateusza Borkowskiego. Pięknie toczy się historia, bo to tak jak ja wychowanek trenera Stanisława Jaszczaka" - stwierdził Kszczot. Podziękował także całemu środowisku - kibiców i dziennikarzy za zrozumienie tej decyzji i wyrozumiałość. "Nie spodziewałem się tak pozytywnego, dużego, szerokiego odzewu. Środowisko sportowe, czyli moi koledzy, także rozumieją tę decyzję. To mi udowadnia, że ludzie mają wielkie serca" - dodał Kszczot. Pytany przez PAP o to, czy jest to szansa na podniesienie się po porażce, nazwał sport "pasmem wyzwań składającym się z porażek i zwycięstw". "To, co dzieje się na bieżni, bez względu na miejsce, na którym kończymy, zawsze jest sukcesem. Fajnie, gdy jest to sukces medalowy, gdy jest się zwycięzcą. Ukończenie cyklu treningowego, stanięcie w dyspozycji - takiej czy innej - na linii startu jest już wygraną. Wiedzą o tym wszyscy, którzy spróbowali krótkiego biegu w parku czy startu w lokalnym biegu. Ci ludzie to doceniają i czują to, co ja w sercu" - powiedział Kszczot. 31-letni Kszczot to srebrny medalista mistrzostw świata w biegu na 800 m z Pekinu (2015) i Londynu (2017). To także trzykrotny mistrz Europy i multimedalista mistrzostw świata i Starego Kontynentu w hali. Dotychczas w igrzyskach startował dwukrotnie - w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016). W obu przypadkach dotarł do półfinału. Minimum uprawniające do startu w igrzyskach w Tokio w biegu na 800 m wypełniło pięciu biegaczy z Polski. Wcześniej ze startu w tej imprezie zrezygnował 17-letni Krzysztof Różnicki. Na tym dystansie Polskę reprezentować będą więc Patryk Dobek i Mateusz Borkowski. Możliwy jest także start Marcina Lewandowskiego, który posiada minima na 800 i 1500 m.