Polska Agencja Prasowa: Z jakimi nadziejami jedzie pan na igrzyska? Mateusz Rudyk: Nie ukrywam, że w głowie mam walkę o medal. Przez ostatnie lata udowodniłem sobie i kibicom, że stać mnie na podium na najważniejszych imprezach, dlaczego więc nie myśleć o medalu w Tokio. Czuję się znakomicie. Atmosfera w naszej grupie jest bardzo pozytywna. W Poniewieżu trenowaliśmy zgranie w nowym ustawieniu drużyny sprinterskiej. Trener Igor Krymski przesunął pana na pierwszą pozycję. Na igrzyskach w Tokio to pan ma rozpędzać całą drużynę. Czy nie jest to ryzykowna zmiana? - Ostatnie sprawdziany pokazały, że pierwsza pozycja mi pasuje. Biorąc pod uwagę całą drużynę, ta zmiana powinna wyjść na dobre. Gdy jechałem na drugiej pozycji, zawodnik za mną miał kłopot ze złapaniem koła, trochę się gubiliśmy. Mogę zapewnić, że ja i moi koledzy jesteśmy w bardzo dobrej, życiowej formie. Patrząc na rezultaty z treningów, każdy z nas mocno się podciągnął - i Patryk Rajkowski na drugiej zmianie, i Krzysiek Maksel na trzeciej. Zobaczymy, na jaki wynik przełoży się nasza dyspozycja. Nie ma jednak skali porównawczej. Kolarze torowi nie mieli przed igrzyskami żadnego sprawdzianu. - Nie wiem, na jakim poziomie są rywale, ale i oni nie wiedzą, na jakim poziomie my jesteśmy. Ostatni poważny start to były mistrzostwa świata w Berlinie na przełomie lutego i marca 2020 roku. Od tego czasu nie mieliśmy okazji się spotkać. Puchary Świata przekształcono na Puchary Narodów, które odwoływano, podobnie jak mistrzostwa Europy, przeniesione na październik. Kolarstwo torowe nie mogło się odnaleźć w czasie pandemii. Pierwszym sprawdzianem od Berlina będzie więc Tokio. Wzrost liczby zakażeń koronawirusem w Tokio Leci pan do Japonii już w środę tylko z trenerem Krymskim. Powodem jest cukrzyca? - Tak, lecimy trzy dni wcześniej niż reszta ekipy ze względu na cukrzycę. Długie podróże i zmiany stref czasowych powodują, że poziom cukru w moim organizmie mocno wariuje przez pierwszy tydzień, nawet do dwóch tygodni. Wahania są bardzo duże i ciężko ten poziom ustabilizować. Cykl dobowy się zmienia, w innych godzinach jem, o innej porze biorę insulinę. Będę w Japonii dwa tygodnie przed startem, więc spokojnie powinno się udać i cukrzyca nie powinna pokrzyżować planów. Pierwszym startem będzie sprint drużynowy 3 sierpnia, a indywidualny jest rozłożony aż na trzy dni, od 4 do 6 sierpnia. To może być niekorzystne, bo stres będzie trwał dłużej. - Faktycznie, stres będzie dłuższy i może to wpłynąć na wynik. Z drugiej strony, w mistrzostwach świata czy Europy sprint trwa dwa dni i wolę dłuższą rywalizację niż np. w Pucharach Świata, gdzie wszystko rozgrywa się w jeden dzień. Trzy dni ścigania to dla mnie jeszcze lepiej. Będzie mniej wyścigów w ciągu jednego dnia, można zaoszczędzić siły. Trzecią konkurencję, w której pan wystartuje - keirin zaplanowano dopiero ostatniego dnia igrzysk - 8 sierpnia. Nie ma pan obaw, bo to bardzo niebezpieczny wyścig i nieczęsto w nim pan startuje, czy może jest to jeszcze jedna szansa na dobry wynik? - Traktuję keirin jako jeszcze jedną szansę, choć nie ukrywam, że celuję w sprint indywidualny. W keirinie ściga się sześciu zawodników. Ciężko powiedzieć, na co mnie stać w tym wyścigu. Być może na medal. W Tokio zamieszkacie w wiosce olimpijskiej? - Nie, zamieszkamy w wiosce kolarskiej w Izu, w pobliżu welodromu. To ok. 150 km od Tokio. Wszystko na miejscu - będziemy tam mieszkać, trenować i startować. Tor ma być udostępniony zawodnikom od 28 lipca. Na szosie nie będzie nam wolno trenować ze względu na kwarantannę, więc przez pierwsze dni pozostaje trenażer i rolki. Rozmawiał Artur Filipiuk